Jeśli w którejś z gliwickich restauracji lub kawiarni będziesz jeść ekstremalnie czekoladowe, wilgotne i puszyste ciasto, możesz mieć pewność, że stoi za nim Szkotka o imieniu Bella.
Podobne artykuły
Słodycz na gorzkie czasyCiastka lukrowane na miaręŚmiałe marzenia, działanie z rozmachemNigdy nie zdradzi sekretu na swoje idealne brownie. Z chęcią jednak odpowiada na pytanie, co jest najważniejszym składnikiem ciasta, dlaczego dla słodkości zrezygnowała z kariery w Cambridge i jakiego składnika cukierniczego szukała na Politechnice.
Aurora: Co robi Brytyjka w Polsce – i to do tego w Gliwicach?
Bella: Nigdy nie miałam takiego planu na życie, by mieszkać w Polsce. Gdy studiowałam w Cambridge, poznałam jednak bardzo fajnego chłopaka, który od pięciu lat jest moim mężem. Gdy jeszcze byliśmy razem w Cambridge, po dziesięciu latach pobytu w Anglii stwierdził, że chce wracać do Polski. Konkretnie do Gliwic, skąd pochodzi. Byłam wtedy tak bardzo zakochana, że byłam gotowa pójść wszędzie za nim. Byłam wtedy bardzo romantyczna… Po roku przeprowadziłam się więc tu, do Gliwic. To było sześć lat temu.
Aurora: Rozumiem, że na Cambridge nie studiowałaś niczego, co miałoby związek z ciastkami...
Bella: Absolutnie nie! (śmiech). Studiowałam historię sztuki.
Aurora: To skąd te ciastka?
Bella: Piekłam od dawna – odkąd skończyłam cztery lata. Nie pamiętam takiego czasu, żebym czegoś nie piekła. Kiedy tu przyjechałam, pierwsze zajęcie, jakiego się podjęłam, to nauczanie języka angielskiego, ale od początku czułam, że to nie mój sposób na życie. Gdzieś w tle zawsze przewijało się to pieczenie.
Kocham piec i przy okazji zawsze piekłam dla różnych ludzi. I to właśnie oni motywowali mnie do tego, bym zajęła się tym profesjonalnie. Było coraz więcej i więcej takich głosów. Pewnej zimy spotkałam się z właścicielem gliwickiej kawiarni Kafo, który organizował mały event i poprosił, bym przygotowała z tej okazji jakieś ciasto. Było to tuż przed otwarciem Kafo, w momencie, w którym on akurat poszukiwał kogoś, kto będzie dla niego piekł. Zgodziłam się bez wahania. Chwilę potem otwierana była Czekoladziarnia i jej właściciele również poprosili mnie o to samo. To był właściwy początek mojej profesjonalnej przygody z pieczeniem.
Aurora: Kiedy powstało Good Cake?
Bella: Trzy lata temu w czerwcu. Mam swój zakład, z którego połowa to miejsce na warsztaty. Co ciekawe, chętnych nie brakuje.
Aurora: Sama bym się na takie warsztaty zapisała! Czego się można u Ciebie nauczyć?
Bella: To, czego sama się nauczyłam, czyli ciasta anglosaskie. Wszyscy zachwycali się nimi na początku, bo były to dość nieznane tu smaki. Teraz, za sprawą różnych blogów, stają się one popularniejsze.
Aurora: Co lub kto jeszcze Cię inspiruje? Pewnie jest to brytyjska bogini Nigella Lawson?
Bella: Lubię Nigellę, wypróbowałam kilka jej przepisów. W ogóle lubię jej styl pisania, bycia, ale jest też inna, ważniejsza historia. Kiedy byłam dzieckiem, moja koleżanka dała mi w prezencie małą książkę kucharską. I to było moje pierwsze spotkanie z przepisem na brownie. Do dziś jest ono moim popisowym ciastem i numerem jeden w zamówieniach. Gdy robiłam to ciasto po raz pierwszy, obiecałam sobie opracować je na własny sposób. Dojść do mistrzowskiej wprawy. Miałam wtedy 8 lat.
Aurora: Miałaś konkretnego nauczyciela?
Bella: Moją mamę! Była łaskawą nauczycielką, bo pozwalała mi zrobić absolutnie wszystko w kuchni! Nigdy nie używała słów: „tego ci nie wolno!”, „nie dotykaj”, „ostrożnie”. Zostawiała mnie samą w kuchni, a ja mogłam eksperymentować.
Aurora: Smakują Ci polskie wypieki?
Bella: Macie bardzo dobre ciasta – sernik, szarlotkę.
Aurora: Co z tymi śląskimi? Znasz kołacz?
Bella: Cóż, muszę przyznać, że nigdy go nie próbowałam! Wszystko przez to, że moja teściowa uwielbia karpatkę. Robi też świetne drożdżówki.
Aurora: Też je pieczesz?
Bella: Czasami. W mojej kulturze ciasto drożdżowe jest mało znane. Mamy jednak hot-cross bun, które podaje się tradycyjnie na Wielkanoc. Piekę też bułeczki cynamonowe i ciasto skandynawskie. Robię to jednak tylko sama dla siebie, bo w mojej pracowni skupiamy się na innych wypiekach, w których się specjalizuję. Jesteśmy małą firmą, gdzie wszystko powstaje ręcznie, i nie opłacałoby nam się robić ciasta drożdżowego.
Aurora: A jakie robicie?
Bella: Cookies, flapjacks, brownie, blondie… Wszelkiego rodzaju tarty, w tym moją ulubioną – dyniową. Cup cakes, również te o smaku coca-coli. Uwielbiam absolutnie wszystkie owoce w cieście, zwłaszcza maliny, borówki, jabłka, gruszki… Uważam, że nie ma nic lepszego niż takie ciastko, filiżanka herbaty i godzina czasu dla siebie. Niestety teraz jest to niemożliwe.
Aurora: Co jest, Twoim zdaniem, najważniejszym składnikiem ciasta?
Bella: Powietrze!
Aurora: Powietrze?
Bella: Inaczej, nawet gdybyśmy dodali najlepszych składników, z ciasta powstanie zakalec. Będzie twarde i zbite, a to chyba najgorsze w przypadku ciasta. Ludzie często wyrabiają ciasto mikserem, za pomocą robota kuchennego, gdzie jest nóż. W przypadku małych babeczek jest to dopuszczalne, ale jeśli robimy duże, okrągłe ciasto, naprawdę powinno być to miksowane ręcznie lub trzepaczką. Dopiero wtedy dostarczymy ciastu powietrza.
Aurora: Co jeszcze jest ważne?
Bella: Kolejnym bardzo ważnym elementem jest masło. Nie margaryna. Dobre naturalne barwniki, które nie zmieniają odcienia po upieczeniu. Czekolada w tradycji anglosaskiej też jest ogromnie ważna. Ja używam zazwyczaj Lindt 70%. I dobry ekstrakt waniliowy! W Polsce trudno o taki ekstrakt, ale w Internecie znajdziemy go dość łatwo. Musi on być drogi i ciemnobrązowy. To dobra inwestycja, jeśli ktoś piecze profesjonalnie.
Aurora: Czy jest jeszcze coś, czego brakuje Ci do pieczenia w Polsce?
Bella: Cream of tartar. To coś podobnego do proszku do pieczenia. Jest dodawany do ciasta, ale działa nieco inaczej… Ciasto rośnie, ale konsystencja jest inna. Używamy tego do scones oraz do bez. Nadaje im puszystość. Niestety, jest wręcz nie do kupienia w Polsce! Można to przyrównać do maku, który w Polsce kupisz na każdym kroku, natomiast w Wielkiej Brytanii to rzadkość. Nie mamy makowca w tradycji cukierniczej.
Odkrywałam czasem, że firmy sprzedają to na zajęcia na Politechnice, ale gdy dzwoniłam, nie chcieli mi sprzedać, argumentując, że to nie produkt spożywczy. Mogłabym mieć potem kłopoty. Póki co, moja mama zaopatruje mnie w ten niezbędny piekarniczy składnik.
Aurora: A co z cukrem? Z czasów, gdy mieszkałam w Londynie, pamiętam potwornie słodkie ciastka.
Bella: To bardzo ciekawe pytanie, bo tu wychodzi główna różnica między naszymi a waszymi wypiekami. U nas, w Wielkiej Brytanii, ciasta są rzeczywiście bardzo słodkie. Kochamy cup cakes, które charakteryzują się słodkim i tłustym kremem. To właśnie o nich myślałam na początku mojej cukierniczej kariery. Sądziłam, że to dzięki nim odniosę sukces, ale wy, Polacy, macie zupełnie inny gust. Nie przepadacie za zbyt słodkimi ciastkami. I to było dla mnie wyzwaniem. Zaczęłam zmieniać i przystosowywać klasyczne brytyjskie przepisy. Było to trudne.
Aurora: Zmiana wszystkich proporcji?
Bella: Raczej schowanie swojego ego. Przecież, jak sądziłam, to ja mam rację! Kiedy jednak po zmodyfikowaniu ciasta zaczęły lepiej się sprzedawać, pogodziłam się z tymi zmianami. Zaczęliśmy też robić ciasta wytrawne, czyli quiche, tarty, muffinki. Granolę.
Aurora: To całkiem sporo. Domyślam się, że w Good Cake zatrudniasz zespół osób do pomocy.
Bella: Dokładnie, mój zespół liczy sześć osób. Pracują nawet teraz, gdy ja jestem na urlopie macierzyńskim, choć przez to, że jestem właścicielką firmy i główną odpowiedzialną, nawet w czasie urlopu tam zaglądam. Mam idealny zespół ludzi, którzy trafili do mnie w bardzo różny, czasem przypadkowy, sposób. Każdy specjalizuje się w czymś innym. Głównie są to kobiety, ale mamy też jednego pana, który jest absolutnym mistrzem formy – robi idealne spody do tart, tortów…
Aurora: Plany na przeszłość?
Bella: Praca w firmie nigdy się nie kończy, wciąż wymyślam nowe pomysły na projekty, np. napisanie książki. Oczywiście chciałabym też pewnego dnia otworzyć własną kawiarnio-cukiernię.
Aurora: W takim razie czekam na ten dzień z niecierpliwością!
Arabella Szala (Bella) |