Trudno odmawiać ludziom prawa do wyboru między artykułami spożywczymi, w których zastosowano substancje dodatkowe, a tymi, które wyprodukowano bez ich udziału. To jest istota nowego unijnego rozporządzenia o przekazywaniu informacji m.in. o składzie produktów spożywczych.
Podobne artykuły
Nadchodzą ważne zmiany dla cukiernictwa - czym zastąpić E171Obowiązek kontrolowania akryloamidu – wymóg nowych przepisów prawnychAkrylamid w produktach cukierniczych i piekarniczychTymczasem zamiast wzrostu wiedzy na temat dodatków do żywności, mamy coraz większą medialną nagonkę i psychozę społeczną. Strach jeść i jeszcze większy strach produkować.
Artykuł powstał częściowo w oparciu o wykład prof. Krzysztofa Krygiera ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego wygłoszonego podczas konferencji „Dodatki do żywności” (zorganizowanej przez Polską Federację Producentów Żywności ZP)
• Czym „karmią” konsumentów media ogólnopolskie w zakresie dodatków do żywności?
• Czy korzystne jest wyeliminowanie substancji dodatkowych z żywności i jakie są zasady ich stosowania w nowoczesnych technologiach?
Przeciętny polski konsument wyrabia sobie opinię i zdobywa wiedzę na temat dodatków na podstawie doniesień z prasy kolorowej. Te w dużej mierze nie są pochlebne: „E to be”, „Zagrożenia z półki”, „Niebezpieczne dodatki”, „Dodatki do żywności – czy wiesz, które nie trują na pewno”, „Strzeż się konserwantów”. W prasie można też wyczytać opinie, które poddają w wątpliwość bezpieczeństwo stosowanych w żywności substancji dodatkowych, np.: „Dodatki często nie zostają poddane kompletnym badaniom toksykologicznym”, „Wiele dodatków jest rakotwórczych, m.in. E 330”, „…Chodzi mi o wyczulenie konsumentów na kumulację substancji E”, „Żywność zawierająca sztuczne dodatki jest po prostu szkodliwa”, „Niektórym substancjom dodatkowym udowodniono działanie rakotwórcze”. W mediach wypowiadają się również osoby (np. dietetycy), które nie mają odpowiedniej wiedzy merytorycznej na temat stosowania dodatków do żywności. Brak jest też reakcji na zamieszczane negatywne informacje na temat dodatków; nikt z wiedzą merytoryczną nie prostuje artykułów czytanych przez konsumentów.
Takie cytaty wzbudzają strach u konsumentów, którzy chcą być coraz bardziej świadomi i coraz częściej sprawdzają skład produktu na etykiecie. Strach wywołuje to, co nieznane. A przytoczony E 330 to nic innego, jak kwas cytrynowy, stosowany w gospodarstwach domowych jako kwasek cytrynowy. Przez rozpowszechnianie nieprawdy spada zaufanie do instytucji naukowych, które zajmują się tym obszarem.
Bezpieczeństwo substancji dodatkowych
Substancje dodatkowe, zastosowane przy produkcji w określonym celu technologicznym, stają się składnikami żywności i nie mogą być niebezpieczne. Żaden szkodliwy lub niebezpieczny środek spożywczy nie może być wprowadzany do obrotu – to podstawowe wymagania prawa żywnościowego (rozp. 178/2002). W rzeczywistości każda substancja dodatkowa, która została zamieszczona w wykazie dozwolonych substancji dodatkowych, jest substancją przebadaną. Jeśli jest nadany symbol E i znajduje się na liście dozwolonych dodatków, to znaczy, że dana substancja dodatkowa jest bezpieczna.
Substancja dodatkowa może znaleźć się w wykazie, jeżeli na proponowanym poziomie stosowania nie stanowi – na podstawie dostępnych dowodów naukowych – zagrożenia dla zdrowia konsumenta.
Warto zwrócić uwagę, że aktualnie trwa ponowna ocena substancji dodatkowych zgodnie z rozporządzeniem 257/2010. Na kolejne lata zaplanowane są dalsze prace, aby zweryfikować wszystkie dodatki. Oceną zajmuje się Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Opinie na temat dodatków są ogólnie dostępne. Wykaz dozwolonych dodatków jest stale modyfikowany. W rezultacie ponownej oceny mamy zmiany przepisów, np. obniża się ADI (ang. Acceptable Daily Intake – dopuszczalne dzienne spożycie), zostają zmienione poziomy stosowania czy obowiązek zamieszczania dodatkowego ostrzeżenia, jak w przypadku 6 barwników, tzw. szóstki z Southampton (żółcień pomarańczowa, żółcień chinolinowa, azorubina, czerwień allura, tartrazyna, pąs 4R).
W pracach nad kolejnymi rozporządzeniami biorą udział grupy robocze z poszczególnych krajów członkowskich; każdy ma prawo zgłosić swój sprzeciw. Szczególnie restrykcyjne procedury stosuje się przed wydaniem zezwolenia na stosowanie nowych substancji dodatkowych.
Warto podkreślić, iż Unia Europejska nałożyła na państwa członkowskie obowiązek wprowadzania systemu monitoringu stosowania i pobrania substancji dodatkowych oraz przedłożenia Komisji Europejskiej raportu z przeprowadzonych badań monitoringowych. Badania spożycia substancji dodatkowych z dietą prowadzane są przez Instytut Żywności i Żywienia w Warszawie.
Nie takie straszne
Substancje dodatkowe stosowane są w określonym celu podczas produkcji, co jest deklarowane na etykietach poprzez podanie funkcji technologicznej. Substancja dodatkowa może być dopisana na pozytywną listę, jeżeli istnieje uzasadniony wymóg technologiczny, który nie może zostać spełniony w inny, możliwy do zaakceptowania, sposób ze względów ekonomicznych i technologicznych oraz jej stosowanie przynosi korzyści konsumentom i nie wprowadza ich w błąd.
Niektóre z substancji dodatkowych to po prostu witaminy lub składniki prozdrowotne, np. ryboflawina (E101), karoteny, luteina, antocyjany lub też pektyna i celuloza mikrokrystaliczna, dostarczające błonnika pokarmowego. Dzięki dozwolonym słodzikom można wyeliminować z diety cukry, co sprzyja walce z otyłością czy próchnicą.
Jak podkreślał prof. Krygier, 1/3 substancji dodatkowych jest dozwolona do stosowania na zasadzie quantum satis, co oznacza, że nie określono maksymalnego poziomu liczbowego i że substancje stosowane są zgodnie z zasadami dobrej praktyki produkcyjnej, na poziomie nie wyższym niż poziom niezbędny do osiągnięcia zamierzonego celu i pod warunkiem, że konsument nie jest wprowadzany w błąd. 47 substancji dodatkowych, w tym konserwanty (azotany), może być stosowanych nawet w żywności ekologicznej, a ponadto niektóre mogą znajdować się w preparatach do początkowego żywienia niemowląt.
Należy zwrócić uwagę, że tylko jedna z substancji dodatkowych (pomijając pochodne z soi, tj. lecytyna sojowa) wymieniona jest na liście alergenów – dwutlenek siarki i siarczyny – po przekroczeniu wskazanej ilości. W Stanach Zjednoczonych składnik ten nie jest jednak uznany za alergen. Jak podkreślał prof. Krygier, żadne substancje dodatkowe nie są magazynowane w organizmie człowieka, w przeciwieństwie do np. metali ciężkich.
Jeśli przeanalizujemy dopuszczone oświadczenia zdrowotne, w rejestrze znajdziemy również oświadczenia dotyczące substancji dodatkowych (np. glukomannan koniak E415ii i guma guar E 412): „Pomaga w utrzymaniu prawidłowego poziomu cholesterolu we krwi”. Ryboflawina E 101ii ma 9 oświadczeń, np. pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu układu nerwowego, zachowaniu zdrowej skóry, utrzymaniu prawidłowego widzenia.
Szczególnie źle postrzegane są konserwanty. Są to jednak substancje, które stosuje się w bardzo małych dawkach (poniżej 0,2%) i które mają za zadanie hamowanie wzrostu lub niszczenie mikroorganizmów. Przy czym rynek wymusza wydłużanie okresu przydatności do spożycia.
Kto się boi dodatków w żywności?
Na podstawie badań własnych Irena Ozimek, Krystyna Gutkowska, Sylwia Żakowska-Biemans (2004) wysnuły jeden z wniosków: Pomimo istnienia regulacji prawnych, ściśle precyzujących zasady, poziom oraz rodzaje substancji dodatkowych dozwolonych do stosowania w produkcji żywności, ankietowani w zakresie odczuwanego ryzyka związanego ze spożywaniem żywności w największym stopniu obawiali się substancji dodatkowych w żywności.
Średnia ocena w skali 5-stopniowej wyniosła 3,10. W najmniejszym stopniu obawiali się substancji dodatkowych najmłodsi ankietowani, tj. w wieku 18-24 lat. Spośród nich 27,7% zadeklarowało, że obawiają się obecności substancji dodatkowych w żywności, podczas gdy wśród starszych respondentów procentowy udział ocen 4 i 5 był wyższy i wynosił 35,5%. Obawy przed substancjami dodatkowymi w żywności w najmniejszym stopniu odczuwali ankietowani z wykształceniem podstawowym (33,2%), natomiast największe obawy mieli ankietowani z wykształceniem zawodowym (43,6%). Stwierdzono, że respondenci oceniający obecną sytuację materialną swojego gospodarstwa domowego jako dobrą (27,8%) w najmniejszym stopniu postrzegali zagrożenie substancjami dodatkowymi podczas spożywania żywności, natomiast w największym stopniu – ankietowani oceniający tę sytuację jako przeciętną (41,5%).
Podobną opinię wskazywały badania wśród konsumentów nt. zagrożeń, prowadzone na skalę europejską przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Badania te, o nazwie Eurobarometer, były dotychczas przeprowadzone dwukrotnie: w 2005 r. i 2010 r. W badaniach uczestniczyło 1000 respondentów z każdego kraju członkowskiego Unii Europejskiej, a ich celem było wskazanie przez konsumentów najistotniejszych dla nich czynników wpływających na bezpieczeństwo żywności.
Z porównania wyników badań prowadzonych w 2005 r. i 2010 r. wynika, że w ciągu 5 lat wzrosła w Europie obawa konsumentów przed reakcjami alergicznymi na żywność, przed rtęcią i dioksynami oraz dodatkami (np. barwnikami, konserwantami, aromatami). Odnotowano natomiast mniej obaw związanych z chorobą szalonych krów, nowymi wirusami (np. ptasią grypą) oraz zatruciami pokarmowymi powodowanymi przez bakterie. Takie same tendencje stwierdzono w Polsce. Jednocześnie głównym czynnikiem ryzyka, jakie może nieść żywność, są – w opinii Polaków – substancje dodatkowe do żywności, np. barwniki, konserwanty czy aromaty. Odsetek zaniepokojonych konsumentów w Unii Europejskiej wynosił 66%, natomiast polskich konsumentów – 79. Warto również podkreślić, że polski konsument bardziej obawia się zagrożeń ze strony żywności niż przeciętny konsument w UE.
Jak zmienić opinię publiczną?
Od lat odpowiedź jest ta sama – poprzez wzrost świadomości i wiedzy. Podobnie przekonywał prof. Krygier. – Jedyną drogą walki z negatywną i nieprawdziwą opinią wśród konsumentów na temat dodatków do żywności wydaje się prostowanie, wyjaśnianie, edukowanie – podsumował naukowiec na koniec wykładu.
Wioletta Bogusz-Kaliś, specjalista ds. bezpieczeństwa żywności
Od redakcji: pozostaje pytanie kto ma edukować? Kiedy producenci żywności milczą i nie reagują, w internecie pojawiają się rozbudowane aplikacje, które pozwalają zwykłym ludziom zrozumieć, co się kryje pod różnymi nazwami dodatków do żywności, a także informują o ich oddziaływaniu na zdrowie człowieka. Z telewizji też możemy się dowiedzieć, co jemy i dlaczego lepiej tego unikać. Czy producenci żywności nie mogą działać podobnie, poprzez odpowiednią informację w punktach sprzedaży? Na to pytanie musimy sobie sami odpowiedzieć.