Siedzimy z Panem Kazimierzem przy stoliku w przytulnej cukierni na Miodowej w Rzeszowie. Za oknem pada deszcz, ale zapach aromatycznej kawy sprawia, że czuję się jak w domu, a „buła” ze śliwką kusi jak nigdy. Co chwilę wchodzą klienci, witając mojego towarzysza uśmiechem, słowem i gestem dłoni jak dobrego znajomego.
– To było dobre lato – zaczyna swoją opowieść Kazimierz Rak. – Wiele się działo, Jubileuszowa Kremówka Papieska podczas Światowych Dni Młodzieży, narodziny wnuczki – wymienia z dumą.
„Przyjaciel Dziecka”
W 2016 roku Kazimierz Rak został odznaczonymedalem „Przyjaciel Dziecka”. To jedno z najcenniejszych wyróżnień rzeszowskiego cukiernika, równie ważne jak złoty medal „Primatiali Nomismate”, otrzymany z rąk prymasa Polski, kardynała Józefa Glempa w 2009 r. za działalność charytatywną. Pan Kazimierz nigdy nie odmawia ludziom w potrzebie, ale jego serce najmocniej chwytają najmłodsi. Dzieci instynktowanie garną się do niego; w cukierni często same wdrapują mu się na kolana, a on ma w zwyczaju zakładać im czapkę cukiernika. Wszak wtedy lody smakują jeszcze lepiej!
Cukiernia, której jest współwłaścicielem, co roku wspiera swoimi wyrobami organizowany pod patronatem Telewizji Rzeszów Koncert Kolęd, z którego dochód przeznaczony jest na wsparcie podopiecznych Domu Dziecka i. J. Korczaka w Strzyżowie. Stale pod opieką ma dom dziecka na Nizinnej, wspiera też niepełnosprawnych podopiecznych ze szkoły zawodowej we Frysztaku. Co więcej, przyjmuje jej uczniów i uczniów z domów dziecka na praktyki, które sponsoruje. Prowadzi warsztaty cukiernicze w przedszkolach. Na stałe współpracuje z Caritas Diecezji Rzeszowskiej, organizując m.in. akcję ,,Bądźmy razem” na Dzień Matki i Dziecka w Rzeszowie.
Tradycją już stały się odwiedziny na oddziale rehabilitacji rzeszowskiego szpitala, gdzie zjawia się z tacami ciasta podczas Festiwalu Kremówki Papieskiej. Sprawia w ten sposób radość nie tylko dzieciom, ale również personelowi. Pytany o to, dlaczego tak mocno angażuje się w te inicjatywy, bez zastanowienia odpowiada: – W dzieciach jest radość i w nich jest przyszłość.
Przyjaźń i rodzina = cukiernia
Jaki jest jego przepis na sukces cukierni? Receptura bez żadnych odstępstw i jasny podział obowiązków. Z sukcesem w życiu jest podobnie, tu też obowiązują pewne zasady, których się trzyma: Bóg, honor, ojczyzna. Dla Pana Kazimierza priorytetem zawsze była rodzina. Ma czworo dzieci, z których aż troje poszło w jego ślady i pracują w jego cukierni.
Cukiernię otworzył ze swoim najbliższym przyjacielem Julianem Orłowskim i wspólnie prowadzą ją od 39 lat! Jak im się udaje tworzyć zgrany biznesowy duet? – To proste, każdy ma swoje obowiązki – śmieje się Kazimierz Rak. Rzeczywiście, na tym polu zgrali się świetnie – Pan Kazimierz jest odpowiedzialny za stronę artystyczną, a Pan Julian to mózg całego przedsięwzięcia, dba o kwestie techniczne. Ich wspólnym marzeniem jest, by w przyszłości ich dzieci przejęły firmę i zgodnie ją prowadziły, tak jak oni to robią, dając przy tym zatrudnienie wielu osobom. Firma wciąż się rozwija, a jej marka jest znana wszystkim mieszkańcom Rzeszowa. Jak im się to udało? – Robimy to, co kochamy, ale nie zatrzymujemy tego dla siebie.
Dzielimy się tym, co w nas najlepsze, dołączając serce do każdego wykonanego przez nas wyrobu. Wspólnie z zespołem stawiamy czoła nowym, ciekawym wyzwaniom – opowiada Pan Kazimierz. Zapytany o to, jak powstają jego słodkie cudeńka, kwituje: – To rzemieślnicza ciężka praca.
Firma ma trwałe fundamenty i jeden cel – zadowolony drugi człowiek. To są te wartości, które scalają zespół. O ich przekazywanie od 40 lat dba również Pani Halina, żona Pana Kazimierza.
Uznanie przez oddanie
Pan Kazimierz to persona znana i ceniona daleko poza Rzeszowem. Jako mistrz cukiernictwa z ogromnym doświadczeniem zapraszany jest jako konsultant na wiele imprez ogólnopolskich i światowych. Brał udział m.in. w 33. Międzynarodowej Konferencji World Association of Chefs Societies w Dubaju, organizowanej przez The Emirates Culinary Guild, gdzie zdobył wyróżnienie za praliny i róże z karmelu.
Pokazując swoje słodkie cuda, promuje firmę i polskie cukiernictwo. Jego liczne aktywności pozabranżowe przyczyniają się do zmiany na lepsze najbliższego otoczenia – rozwija i popiera projekty kulturalne, ekologiczne i edukacyjne, co wyróżnia go społecznie. Nie może dziwić, że Pan Kazimierz to człowiek nagradzany wieloma odznaczeniami branżowymi i honorowymi. Sam ma do nich dystans: – Podziękowania, dyplomy, puchary są ważne dla nas, ale najważniejszy jest drugi człowiek.
To nastawienie do klienta zyskało swoje realne oblicze w postaci produktu z cukierni – rzeszowskiego serca z wizerunkami najważniejszych budowli w mieście, które zdobyło tytuł Kulinarnego produktu regionalnego roku 2007. Swoje przywiązanie i oddanie miastu Pan Kazimierz wyraża także podczas największych uroczystości, które uświetniają nietuzinkowe słodkie wypieki z jego cukierni.
Tytuł kulinarnego produktu roku to tylko jeden z wielu przykładów nagród, jakimi został uhonorowany zakład Kazimierza Raka i Juliana Orłowskiego. Wśród najważniejszych wyróżnień znalazła się nagroda w ogólnopolskim konkursie ,,Przedsiębiorca Aktywny Lokalnie”, w którym wzięło udział 160 firm z całego kraju. – To wielkie wyróżnienie, nobilitacja i nagroda za wieloletnią działalność, ale też wyzwanie, by utrzymać markę i nie zawieść – opowiada Pan Kazimierz.
Jednym z ciekawszych osiągnięć cukierni przy Miodowej jest wpis do Księgi rekordów Guinnessa za przygotowanie największego tortu bez stelażu. W 2011 r. zespół pod wodzą Pana Kazimierza wykonał 3-metrowy tort w kształcie F-16 dla Sił Powietrznych, który został zamówiony na piąte urodziny F-16 organizowane w Poznaniu.
W jego dorobku są też inne słodkie rekordy. Warto wymienić największy na świecie tort pieczony w jednym piecu (820 kg), który powstał na 630-lecie Jarosławia czy rekord Polski na najdłuższy piernik, ustanowiony w Jaworze podczas Święta Chleba i Piernika.
Nauczyciel
Aż trudno uwierzyć, że Pan Kazimierz nigdy nie planował kariery w słodkiej branży. Swoje obecne miejsce pracy zawdzięcza mamie, która przypadkowo posłała go do szkoły cukierniczej przy Zespole Szkól Gospodarczych w Rzeszowie. – To był strzał w dziesiątkę, bo cukiernictwo to moja największa pasja! – kwituje tamten czas. Podkreśla, że tę pasję rozpalali w nim ludzie, od których się uczył i zarażał zapałem. Z wielkim sentymentem wspomina swoją kierowniczkę Kuchnową; to ona podarowała mu nóż cukierniczy do krojenia i smarowania tortów. Do dziś go przechowuje, choć jest mocno nadgryziony zębem czasu. Uczył się sztuki cukierniczej, a potem pracował pod okiem wybitnych mistrzów i od każdego z nich przejął coś innego: Tadeusz Kruczek nauczył go kręcić lody, Jan Cyran pokazał, jak wyrabiać ciasto francuskie, Zbigniew Lachawiec zdradził sztukę tworzenia tortów, a Henryk Szeliga – ciasta drożdżowego.
Zgromadzonej przez lata wiedzy i doświadczeń nie zachowuje dla siebie. Chętnie występuje w roli nauczyciela. Jest bardzo wymagający wobec siebie, więc wymaga też dużo od innych. Rzetelność, sumienność, punktualność, zaangażowanie i przede wszystkim szacunek do drugiego człowieka, do klienta to – jego zdaniem – czyni prawdziwego cukiernika. Jeśli podejmuje się zadania, nieważne czy będzie to robił nocą, czy w czasie pracy – nie może zawieść… Zdarza się, że w pracowni całymi nocami pali się światło, można się wówczas spodziewać, że ujrzymy tam skupioną twarz Pana Kazimierza.
W przeciągu minionych lat wyszkolił setki uczniów. I to na mistrzów! W tym roku jego uczeń Bartosz Dudek zajął I miejsce w Ogólnopolskich Mistrzostwach Młodych Cukierników we Wrocławiu, tworząc pod okiem mistrza rzeźbę z karmelu,,Głębia oceanu”.
– To ogromna radość przekazywać i dzielić się wiedzą, a potem widzieć, jak uczeń dorównuje mistrzowi. Dziś wielu cukierników, którzy praktykowali u niego, prowadzi własne zakłady i to nie tylko w Polsce. – Malutką łyżeczką, powoli, a napełni się miarka – powtarza.
Niekończąca się słodycz
Owa przysłowiowa miarka, która należy do Pana Kazimierza, już się napełniła – sukcesami, tytułami, nagrodami. Ale nie to przyciąga do jego cukierni i do jego osoby. Najbardziej w opowiadaniach o sukcesach urzekają emocje. To one dowodzą pasji i serca wkładanych w każdy projekt i każdy dzień pracy. Pan Kazimierz nie pamięta wszystkich nagród, które odebrał. Ale ma w pamięci każdego człowieka, z którym się spotkał. Człowiek, nie produkt, jest w centrum jego firmy. I dlatego nie potrafi odmówić, zapytany o pomoc, dorzucając od siebie przysłowiową cegiełkę. W tym wypadku drożdżówkę.
Tymczasem drożdżówka zniknęła z mojego talerzyka. Za oknem zrobiło się ciemno. A ja nadal siedziałam przy stoliku z wielkim rzeszowskim cukiernikiem. Dosiedli się do nas Leon Hoffman, szef Cechu Rzemiosł Wielobranżowych w Rzeszowie, którego członkiem jest Pan Kazimierz, i oczywiście Pan Julian. Choć nasza rozmowa zmierzała ku końcowi, pomysły Pana Kazimierza zdają się nie kończyć. Bo wciąż coś trzeba postanowić, zaplanować, wymyślić… Bo ktoś gdzieś ciągle czeka na odrobinę jego słodyczy.
Małgorzata Słowińska