...

Szanowny Użytkowniku

25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Poniżej znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych w Portalu MistrzBranzy.pl

  1. Administratorem Danych jest „Grupa 69” s.c. z siedzibą w Katowicach, ul. Klimczoka 9, 40-857 Katowice
  2. W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Administratorem pod adresem e-mail: dane@mistrzbranzy.pl
  3. Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
  4. Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
  5. Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
  6. Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
  7. Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
  8. Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
  9. Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
  10. Administrator informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.

Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności.

dodano , Redakcja PS, materiał promocyjny

Podróż po smakach świata – przystanek Laos, Kambodża i Tajlandia

Jak smakuje i pachnie Laos? Na pewno pachnie kokosem i bagietkami, te ostatnie to pozostałość z czasów, gdy kraj był częścią francuskich Indochin. Smakuje zaś soczyście owocowo i kwaskowato z racji dodatku marynowanych warzyw.

Tajlandia z kolei to kraj zaskakujących połączeń. Oprócz tradycyjnego curry i podawanej niemal wszędzie zupy bananowej warto spróbować khanom mo kaeng thua – ciasta z fasoli mung i szalotki... z kremem kokosowym.

Smaczne Laos
Z hałaśliwego Wietnamu wyruszyliśmy do spokojnego Laosu. Po 26 godzinach podróżowania sypialnym busem późnym wieczorem dotarliśmy do miasta Luang Prabang, położonego w północnej części kraju. Byliśmy bardzo głodni, a w okolicy otwarta była jedynie budka z kanapkami, oferująca coś w stylu wietnamskich przekąsek. Laotańskie kanapki okazały się dużo lepsze, jedne z najlepszych, jakie jedliśmy w tej podróży. W budkach można było kupić również fruit shake, które niepowtarzalny smak zawdzięczają przepysznym lokalnym owocom, takim jak mango, dragonfruit czy banany, zmiksowanym z odrobiną skondensowanego lub zwykłego mleka. Furorę robi oreo shake!


 

I ten pierwszy nocny posiłek był sygnałem, że tu będzie można zjeść dobrze w dobrej cenie. Jak się szybko okazało, ta zasada działa nawet w hotelu (!). Za 4-osobowy klimatyzowany pokój ze śniadaniem zapłaciliśmy jedynie 80 zł. Ale co to był za posiłek?! Do wyboru mieliśmy: omlet, jajecznicę, naleśniki z bananami, do tego kubek owoców i milk shake.
W Luang Prabang trafiliśmy do słynnego night market (nocny market), gdzie można kupić dosłownie wszystko, nie wyłączając jedzenia. Za jedyne 10 zł zafundowałem sobie kolację, na którą składało się kilkanaście pater z rozmaitymi wegetariańskimi daniami. Właśnie w tym markecie pierwszy raz zetknąłem się z lokalnymi słodkościami, wśród których były różnego rodzaju pączki i ciasta oraz niesamowite w smaku kha nom khok balls. Te ostatnie to smażone kuleczki zrobione z mleka kokosowego, świeżego kokosu, ryżu i czegoś w rodzaju kremu kokosowego. Smaży się je w specjalnym naczyniu. Po usmażeniu w środku kulek powstaje coś w rodzaju budyniu – bardzo pysznego.

Podróżując po Laosie, trafiliśmy do mekki backpackerskiej, czyli Vang Vieng, gdzie wszystko jest happy: happy pizza, happy shake, happy burger. W miejscowości Pakse zajrzeliśmy do typowego marketu spożywczego, gdzie królują świeże i suszone ryby, owoce i warzywa. Na klientów czekają też kubły pełne rybnej pasty, która jest jednym z głównych składników tutejszej kuchni. Pod wpływem bogatego wyboru lokalnych przysmaków i pamiętając smak kanapki z Luang Prabang, postanowiłem sam przygotować sobie szybki lunch, ale bez ryby. Francuską bagietkę kupiłem na ulicy, bo tak sprzedaje się tu pieczywo, znalazły się na niej ogórki, cebula, pomidor, grillowane pulpeciki, wszystko polane sosem chili. Dla mnie rewelacja. Może powinienem otworzyć kanapkarnię w Polsce?

Kambodża od kuchni
Z Laosu wyruszyliśmy do Siem Reap w Kambodży, gdzie znajduje się kompleks świątyń Angkor. To właśnie tutaj kręcono „Tomb Raidera” z Angeliną Jolie w roli głównej. Angkor Wat robi ogromne wrażenie. W Siem Reap większość lokali gastronomicznych nastawionych jest na europejskich turystów, ale ja oczywiście rozglądałem się za przysmakami kuchni khmerskiej, w której dominują ryby (zarówno słono-, jak i słodkowodne) oraz ryż. Zdecydowałem się na potrawę o nazwie amok – czyli ryba w paście curry gotowana na parze na liściach bananowca, często z mleczkiem kokosowym, podawana z ryżem. Swój smak zawdzięcza przede wszystkim liściom bananowca. Amok możemy dostać w wersji z kurczakiem lub wieprzowiną. Ja spróbowałem tej oryginalnej i z kurczakiem. Obie bardzo smaczne, polecam.

 

Na temat deserów mogę powiedzieć niewiele. Pytając lokalnego kierowcy tuk tuka o to, co lubią jeść na deser, usłyszałem: owoce. Oczywiście tak jak w Laosie można tu kupić fruit shake czy zjeść różnego typu naleśniki z owocami.
Zapomniałbym napisać, że możemy spróbować również dań przygotowanych z mięsa psa. Ja się nie skusiłem...

Słodka Tajlandia
W Bangkoku nie miałem zbyt wielu okazji, by skosztować lokalnej kuchni, pochłonęło nas nocne życie. Podczas nocnych eskapad spróbowałem jedynie chrupkich tajskich naleśników, zwanych nittaya crispy thai pancakes (tajska nazwa to kha nom buang). Ich farsz robiony jest z żółtek, pociętego kokosa i czasami pomarańczy. Prawdziwa uczta zaczęła się w dżungli…

Na pierwszy ogień poszło green curry. To coś w rodzaju zupy, do której osobno podawany jest ryż. Jej główne składniki to: pasta green curry, tajska odmiana bazylii i ostre czerwone papryczki. Jest to jedno z najlepszych dań, jakie jadłem podczas naszej wyprawy. Dla niektórych może być za ostre, ale dla mnie było w sam raz. Zjemy je za ok. 10 zł.


 

Po kilku dniach popłynęliśmy na wyspę Koh Phangan. Tam właśnie poznałem Tajkę, która opowiedziała mi o lokalnych deserach. Jeden z nich to zupa bananowa. Można ją zjeść dosłownie w każdej tajskiej restauracji i jest traktowana jako deser. Przygotowuje się ją z gotowanych bananów i mleka kokosowego z dużą ilością cukru palmowego. Dla mnie była ciut za słodka, ale dla amatorów słodkości będzie idealna.

Podczas wieczornego spaceru po wyspie spotkała mnie miła niespodzianka: pewna Tajka zaprosiła mnie na deser. Zostałem poczęstowany czymś a la budyń z galaretką i owocami. Konsystencja nieco różniła się od naszego, była bardziej płynna, ale z galaretką i owocami komponowała się bardzo dobrze. Niestety na temat innych składników nie mogę nic powiedzieć, gdyż miła gospodyni bardzo słabo mówiła po angielsku.

Tajską potrawą, którą trzeba koniecznie spróbować, jest pad thai. To jedno z najpopularniejszych dań. Składa się ze smażonego makaronu ryżowego, jajek, kawałków tofu, cukru palmowego, orzeszków i czerwonych ostrych papryczek oraz kurczaka czy krewetek. Naprawdę pyszne.

Warto wspomnieć o jeszcze jednym deserze, a mianowicie khanom mo kaeng thua. Jest to słodko-słone ciasto z fasoli mung, szalotki z kremem kokosowym i cukrem palmowym. Kto by pomyślał, że połączenie tych składników da przepyszne ciasto. Niestety, byłem tak podekscytowany jedzeniem, że nie zdążyłem zrobić zdjęcia.
Pewnego dnia moją uwagę zwrócił napis home made italian ice cream (domowej roboty włoskie lody). Nie liczyłem, że smak będzie identyczny ze znanymi mi włoskimi lodami, ale też nie zakładałem, że tak bardzo rozminie się z moimi oczekiwaniami. Nawet nie wiem, do czego je porównać. W środku lody miały bardzo dużo kruszonego lodu, co już budziło rozczarowanie. Na szczęście można się było napić kawy z ekspresu – po raz pierwszy podczas tej wyprawy.
W Tajlandii spędziliśmy zaledwie 10 dni. To trochę za mało, żeby spróbować wszystkich lokalnych specjałów. Jednego jestem pewien. Wrócę tam niebawem.

Kolejny przystanek to jeden z droższych krajów Azji, czyli Singapur.

Mateusz Gajdziński

Bieżące wydanie czasopisma

Poznaj sezonowe trendy tortowe oraz receptury lodziarskie finalistów Gelato Poland, przekonaj się jak ważne jest śniadanie w piekarni...

  • Wykup prenumeratę
  • Wspieraj twórczość

  • Zobacz więcej
    Bieżący numer

    Polecamy przeczytać

    Aktualny numer Mistrza Branży, zobacz online lub pobierz PDF >>

    Mistrz Branży

    Maszyny i urządzenia do produkcji