Jeszcze dekadę temu pójście do tej szkoły uważano za ostateczność. Do „musztardówki” szli tylko ci, którzy musieli. Dziś zgłaszają się gimnazjaliści z czerwonym paskiem na świadectwie i rozpoczynają naukę od szkoły zawodowej. Nie ma roku, by jej uczniowie nie wygrali jakiejś olimpiady czy ogólnopolskiego konkursu.
Podobne artykuły
Rzemiosło do lamusa?Dzień Chleba w łódzkim SpożywczakuNowe zawody jako odpowiedź na potrzeby rynku pracySzkoła od września otworzyła klasę patronacką pod auspicjami Uniwersytetu Przyrodniczego... Poszerza ofertę, uczy w kolejnych zawodach. O to, jaka jest receptura na stworzenie nowoczesnej szkoły dla cukierników, wędliniarzy piekarzy czy hotelarzy, pytam Ewę Nowicką, dyrektor Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego w Poznaniu. Na rozmowę umawiamy się wcześnie rano, gdy po pierwszym dzwonku jest chwila wytchnienia – później zaczyna być tu jak w ulu…
Materiał z numeru drukowanego Mistrza Branży listopad-grudzień 2013
Marzena Rutkowska-Kalisz: Gdy umawiałyśmy się na rozmowę, stwierdziła Pani, że „nie wie, w co najpierw ręce włożyć”. Dlaczego?
Ewa Nowicka: Taka to już jest szkoła… Ale sama tego chcę. Pamiętam, gdy w pierwszym roku mojego tu szefowania, pracowałam po kilkanaście godzin na dobę. Musiałam się tej szkoły po prostu nauczyć. Wcześniej pracowałam w liceum ogólnokształcącym. Ale gdy rozpoczęłam pracę w tej szkole i zobaczyłam, ile tu jest zawodów, specjalności, stopni wtajemniczenia zawodowego, a w dodatku 2500 uczniów, to okazało się, że trochę czasu musiało minąć, abym mogła spokojnie realizować swoją wizję szkoły. Uczyłam się i pewnie jako osoba z zewnątrz widziałam o wiele więcej. Widziałam, co muszę zmienić od podstaw, a co jedynie poprawić.
MR-K: Sądząc po liczbie nagród i tytułów zdobywanych przez uczniów w ogólnopolskich zmaganiach, udało się!
EN: Tu się przede wszystkim solidnie uczy zawodu. Nasi absolwenci mają wybór: iść do pracy lub na uczelnię. I rzeczywiście spora grupa absolwentów idzie na studia, na technologię żywności. A wcześniej rzeczywiście wygrywają olimpiady zawodowe, zdobywają tytuły Mistrzów Polski czy zajmują miejsca wśród ścisłych finalistów ogólnopolskich konkursów.
MR-K: Ta lista jest naprawdę imponująca. Ale jak się to robi?
EN: Postawiłam przede wszystkim na doskonałe grono pedagogiczne. Moim zdaniem dobór nauczycieli jest najważniejszy. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy, stara kadra nie nadążała za nowymi trendami. Zmusiłam niektórych do zrobienia dwóch specjalizacji i zostawiłam tych ludzi, którzy chcą ciężko pracować. Ale moi najlepsi nauczyciele sami zaczynali od szkoły zasadniczej, kończyli technikum, a potem studia wyższe. Zaczynali w tej szkole i do niej wrócili! Takich ludzi przyjmuję do pracy z zamkniętymi oczami. Dzięki temu doskonale wiedzą czym jest praca fizyczna w zakładzie ale też swobodnie mogą rozmawiać z nauczycielami akademickimi. Mają po prostu praktykę i teorie w małym palcu! Są idealnymi nauczycielami zawodu.
MR-K: Jak się przekonuje nauczycieli by się uczyli?
EN: Młodzi nauczyciele bardzo chętnie się uczą. Ich nie trzeba specjalnie namawiać. Gorzej, gdy do emerytury pozostało kilka lat. Teraz pracuję głównie z nauczycielami, którzy wciąż mają ogromny zapał do pracy. Im się po prostu chce uczyć i przygotowywać uczniów do konkursów, turniejów, mimo że robią to po godzinach, bez wielkich dodatkowych gratyfikacji – ale to są prawdziwi pasjonaci! Satysfakcję mają, gdy spod swoich skrzydeł wypuszczają prawdziwego mistrza w zawodzie. Przez wiele lat największe laury zbierali cukiernicy, teraz ich dobry przykład podziałał na innych i sukcesy odnosimy w innych zawodach. Kucharze stosunkowo od niedawna uczą się u nas, ale też odnotowali sukcesy. A ostatnio doszli do nich barmani. Wszystko zaczęło się od porządnego kursu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Barmanów Polskich i świetnego praktyka, który przekazał swoją wiedzę. Szkoła za te kursy zapłaciła. Ale osiągnęliśmy sukces ogólnopolski. Trzeba tylko chcieć! Nie ma problemu też, gdy szkolić się chcą nauczyciele. Szkoła wspomaga ich dokształcanie, gdy to pomoże rozszerzyć naszą ofertę lub poznać nowe zawodowe trendy. To przynosi wymierne efekty w czasie egzaminów zawodowych – dzięki temu młodzież jest znacznie lepiej przygotowana do wejścia na rynek pracy.
MR-K: Szkoła współpracuje z 250 zakładami pracy. Czy są to tylko związki wynikające z umów „uczeń – mistrz”, czy pracodawcy są zainteresowani wysokim poziomem kształcenia.
EN: Różnie z tym bywa, bo są zakłady, które pilnują poziomu wykształcenia. Z nimi jesteśmy w stałym kontakcie, by uczeń rzeczywiście nauczył się wszystkiego, co potrzebne jest do zdania egzaminu. Zawsze na początku roku szkolnego robię spotkanie z pracodawcami i określam, jakie są oczekiwania szkoły i jakiego poziomu kształcenia praktycznego oczekujemy. Bardzo dużo zależy od osoby odpowiedzialnej za wyszkolenie. W małym zakładzie bywa, że nasz kontakt jest sporadyczny. Nie zawsze też wystarczają uprawnienia pedagogiczne mistrza szkolącego. Niektórzy wcale nie są zainteresowani kontaktem z nami. Są też przykłady firm, szczególnie tych większych, które chcąc wychować przyszłe kadry, mają pracowników odpowiedzialnych za szkolenie uczniów. Dlatego też zrezygnowaliśmy ze współpracy z tymi zakładami, które nie dość dobrze przygotowywały uczniów do egzaminów. Doskonale wiemy, do jakich zakładów uczniowie chcą iść, a z jakich uciekają, bo nie chcą jedynie sprzątać.
MR-K: Czym kierują się młodzi ludzie, gdy zmieniają zakład?
EN: Ta grupa, która chce rzeczywiście nauczyć się zawodu, bardzo szybko orientuje się, czy w danej firmie może zdobyć wiedzę. Oni szybko podejmują decyzje. Ale jest też grupa, która po prostu nie nadąża za tempem pracy. Nie wytrzymuje presji, która jest nieodłącznym elementem zawodu – dotyczy to szczególnie kucharzy. 90% w klasach kucharskich stanowią chłopcy i tak powinno być, bo to bardzo ciężki zawód dla kobiety. Jeśli młody człowiek trafia do świetnie zorganizowanej kuchni, gdzie wszytko musi być jak w zegarku, to łatwego życia przynajmniej na początku nie ma. W dobrej, hotelowej kuchni jest jak w wojsku – nie każdemu to odpowiada. Z drugiej strony oni mają świadomość, że taki zawód daje w przyszłości dobre zarobki. Dziwię się wciąż, że tak mało jest chętnych do zawodu wędliniarz – to także doskonała i pewna praca. Ale są też dość zaskakujące przypadki piekarzy, którzy rozpoczynają pracę w zakładzie i … muszą ją zmienić ze względów zdrowotnych. Okazuje się, że jest sporo młodych ludzi uczulonych na mąkę – zastanawiam się tylko, co przed podjęciem przez nich nauki robił lekarz medycyny pracy.
MR-K: Szkoła od dawna może pochwalić się świetną współpracą ze środowiskiem akademickim. Ale w tym roku ta więź zacieśniła się jeszcze bardziej…
EN: Współpracujemy z Uniwersytetem Ekonomicznym w Poznaniu i z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu. Z tym drugim od wielu lat współorganizujemy Ogólnopolską Olimpiadę Zawodową, wspólnie też finansujemy. To są nie tylko główne nagrody ufundowane przez rektora i dziekanów, ale przede wszystkim prestiż dla laureatów. Rocznie w całej Polsce startuje w niej blisko 2000 uczniów – a nasi uczniowie niemal zawsze są na podium lub w ścisłym finale! Konkurs jest niezwykle transparentnie przeprowadzony, więc i dla nas jest testem nauczania zawodu. Po tych sukcesach postanowiliśmy jeszcze bardziej zacieśnić współpracę i od tego roku szkolnego powołaliśmy klasę patronacką Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Uczelni bardzo zależy na dobrze przygotowanych kandydatach na studia. Jest to klasa technikum i w zamyśle ma przygotowywać przyszłych studentów technologii żywienia. Uczniowie będą więc uczestniczyć w wykładach, ćwiczeniach, będą także korzystali z podręczników akademickich.
MR-K: Jak reagują uczniowie szkoły zawodowej? Czy to mobilizuje ich do pogłębiania wiedzy?
EN: 99% absolwentów szkoły zawodowej jest w tej chwili na kursach kwalifikacyjnych i w liceach uzupełniających dla dorosłych. Nie tylko będą mieli maturę, ale też tytuł technika. Będą mogli poważnie pomyśleć o uczelni. Uważam, że nauka w naszej szkole jest o wiele trudniejsza niż w liceum – nie dość, że trzeba opanować wszystkie przedmioty ogólne, to dochodzi bardzo dużo przedmiotów zawodowych. Młodzi ludzie mają naprawdę ciężko! Niektórzy nie dają rady i przenoszą się do liceum ogólnokształcącego. Nie możemy sobie pozwolić na przepuszczanie uczniów, którzy nie mają odpowiedniej wiedzy. Dlatego w późniejszych latach łączymy klasy. W tym roku był wyjątkowo dobry nabór. Choć nadal do szkoły zawodowej trafia sporo młodzieży z rodzin zaniedbanych i już wiemy, że czeka nas sporo pracy wychowawczej.
MR-K: Do szkoły zawodowej przyszli też uczniowie z czerwonym paskiem. Nie chcieli iść do technikum czy liceum?
EN: Nie! Doskonale wiedzieli, co robią! Jestem pełna podziwu dla ich podejścia do nauki. Oni wiedzą, że w przyszłości niezbędna im będzie wiedza praktyczna. Chcą przejść przez wszystkie szczeble wtajemniczenia zarodowego! Co ciekawe, ich rodzice bardzo często są absolwentami naszej szkoły. Mają rodzinne firmy, a teraz naukę rozpoczyna kolejne rzemieślnicze pokolenie. Bardzo dużo jest takich przykładów wśród cukierników, piekarzy, a nawet wędliniarzy.
MR-K: Czy szefowa szkoły jest w stanie pójść do pracowni i powiedzieć – tak się tego nie robi, to jest za słone, a to niedopieczone?
EN: Mam świetnych technologów i nie chcę się wtrącać do ich pracy. Ale podobno świetnie gotuję, uwielbiam to robić. Eksperymentuję, szukam nowości i bardzo lubię uczyć się od mistrzów. Nie lubię piec, choć podobno robię to bardzo dobrze. Trudno mnie zagiąć na wielu rzeczach w kuchni i rzeczywiście bywały egzaminy, w czasie których komisja nie miała ze mną łatwego żywota. Gdy jestem zapraszana do grona jurorów w różnych konkursach lub na degustację, bez ogródek mówię, że coś mi nie odpowiada. Wciąż szukam nowych inspiracji, lubię wiedzieć, jakie są najnowsze trendy w branży.
MR-K: Tym głodem wiedzy zaraża Pani innych…
EN: Nauczycieli bardzo chętnie wysyłam na kursy, a uczniów na konkursy. Tylko tak można zobaczyć, czego trzeba się jeszcze nauczyć, jak to robią inni, a co już wiemy. Od kiedy Polacy zaczęli jeździć po świecie, nauczyli się też innej kuchni, a my musimy za tym nadążyć w kuchni, w piekarni, w cukierni. Co wcale nie znaczy, że w szkole nie zapominamy o tradycyjnych, polskich smakach. Uczestniczymy w wielu imprezach, certyfikacjach, które promują żywność tradycyjną i jako szkoła odnosimy sukcesy. Uczymy też efektownego podawania potraw, garnirowania. Dziś nie wystarczy smacznie przygotować danie, trzeba je pięknie podać. Nie każdy, kto dobrze gotuje, ma artystyczne zdolności. Dobry kucharz czy cukiernik to także artysta. A najlepiej gdy w swojej pracy nie stosuje wszystkich chemicznych ulepszaczy, które może i uławiają, i przyspieszają pracę, ale nie są najkorzystniejsze dla naszego zdrowia.
MR-K: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marzena Rutkowska-Kalisz