Swoją firmę założyli niecałe pół roku temu. Wcześniej jednego oszukał uniwersytet, drugiego były pracodawca. Mieli dosyć. Zamiast wyjechać za granicę i pracować „na zmywaku” stwierdzili, że zostają i zakładają firmę. Dzisiaj projekt „Smaki z Polski” rozwija się w rekordowym tempie mimo nikłych nakładów finansowych.
Podobne artykuły
Piwoński. Piekarnia vintageHistoria jednej z najstarszych piekarni na ŚląskuKogut. Taka tradycjaJak to wszystko się zaczęło?
Jakub N. Gajdziński: Trzeba powiedzieć tak: w ogóle się zaczęło, bo byliśmy w dość specyficznych momentach w swoim życiu. Kończyłem właśnie studia i składałem papiery na doktorat. Chciałem podjąć naukę na uniwersytecie, którego studentem nie byłem – to był błąd.
Niezależnie od mojego uczestnictwa w konferencjach, ilości publikacji czy choćby tego, że wygłaszałem referat w Uppsali na 42. Światowym Kongresie Socjologii, wśród największych sław współczesnej nauki, zostałem odrzucony bez podliczenia większości moich punktów. Wygrali pupile. Przygotowałem się do doktoratu kilka lat. Delikatnie rzecz ujmując byłem wściekły..
Dawid Brandebura: U mnie też było ciekawie. Byłem zatrudniony w firmie na stanowisku menedżerskim. Moim zadaniem było stworzyć i zrealizować projekt, którego celem było doprowadzenie do rozwoju firmy, stworzenie struktury itp. Nie jestem z Poznania, ale w związku z tym, że pracowałem zdalnie postanowiłem w pewnym momencie tu przyjechać – pozałatwiać kilka spraw. Mój ówczesny pracodawca z niezrozumiałych przyczyn, których nigdy mi nie przedstawił, nagle mnie zwolnił. Najśmieszniejsze było to, że nie potrafił nawet mnie o tym powiadomić.
Kilka dni musiałem dzwonić, żeby wreszcie dowiedzieć się, czy nadal tam pracuję, czy nie. Poza tym z tak przedmiotowym traktowaniem ludzi jeszcze się nie spotkałem. Okazało się również, że ten uroczy pan nie płacił za mnie składek do ZUS, ale to tylko szczegóły…
JNG: Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy na moście nad ulicą Lechicką w Poznaniu, zaraz obok osiedla Wilczy Młyn. Byłem wściekły, wciąż krzyczałem, nie wiem dlaczego, że „ten doktorat należy mi się jak psu zupa” (śmiech). Wtedy podjęliśmy decyzję, że bierzemy się do roboty.
Skąd się wziął pomysł na Smaki?
Dawid Brandebura: Pomysł, jak to często bywa, był płynny i ewoluował w trakcie tworzenia. Nasz spadł na nas jak grom z jasnego nieba po obejrzeniu programu Okrasy. Gotował wtedy w gospodarstwie ekologicznym.
Oglądając ten odcinek przyszło mi do głowy, że może warto zacząć sprzedawać zdrowe i ekologiczne produkty, bo coraz więcej osób jest nimi zainteresowanych. Potem powstał pomysł, żeby stworzyć część portalową – chcieliśmy jakoś odróżnić się od konkurencji.
JNG: Trzeba zacząć od tego, że pomysł na Smaki był z początku zupełnie inny, niż to co jest teraz. Aż strach pomyśleć, co będzie za pół roku! (śmiech). Prawda jest taka, że mieliśmy zupełnie inną wizję niż to jak Smaki dziś wyglądają. Oczywiście chodziło o tę branżę, ale pomysł był totalnie inny. Zdecydowaliśmy się jednak użyć metodyki zarządzania, która bazowała na przygotowaniu podstawowej wersji, „puszczeniu jej w świat” i oczekiwaniu na informację zwrotną. Dzięki temu powoli kroczyliśmy w stronę dzisiejszej wersji Smaków.
Czym są Smaki z Polski?
JNG: Filozofia Smaków z Polski wynika z naszych wcześniejszych doświadczeń, kiedy pracowaliśmy w różnych firmach, z różnymi ludźmi. Pierwsza rzecz, jaka rzuciła nam się w oczy, to kondycja tych firm. Wszyscy to znamy. Dziesiątki ludzi w uniformach pracują za śmieszne pieniądze, robiąc rzeczy, których nienawidzą, a całą śmietankę spija kilku panów prezesów. Wszystko odbywa się bezosobowo, człowiek nie jest podmiotem niczego i do tego wciąż słyszy, że za rogiem stoi 100 innych gotowych wejść na jego miejsce w każdy momencie – więc powinien być jeszcze wdzięczny. Nam chodziło o to, by stworzyć miejsce, które będzie zupełnie inne. Postawiliśmy na bezpośredni kontakt między nami a naszą publicznością. Jesteśmy elastyczni, reagujemy na komunikaty, które otrzymujemy. Należy to rozumieć w sensie dosłownym – gdy ktoś coś napisze do nas, na portalu społecznościowym lub wyśle e-maila, ale także w sensie makro: gdy coś robimy i widzimy, że nie ma spodziewanej przez nas reakcji – staramy się dopasować do naszej publiczności, znaleźć sposób, który będzie ludziom odpowiadał. Uczymy się. Można powiedzieć, że Smaki z Polski to trochę taka platforma ludzi pozytywnie zakręconych. Każdy robi to, co lubi, jak lubi i po swojemu. Jedni publikują przepisy, inni zajmują się tematami historycznymi, ktoś ciągle robi wywiady z najlepszymi kucharzami w Polsce itd. Każdy może do nas dołączyć i dzielić się swoją pasją z naszą publicznością. Jak widać po efektach, ludzie to doceniają, bo nasza redakcja liczy już ponad 30 osób!
Czy Smaki z Polski to tylko jedzenie?
JNG: Smaki z Polski trzeba rozumieć metaforycznie. Na początku rzeczywiście chodziło tylko o żywność, ale zauważyliśmy, że warto ten pomysł rozciągnąć o inne polskie „smaczki”. Powiedzmy, że chodzi o „ciekawostki z Polski”. Jak wiele dowiedziałaś się w szkole na temat dawnych Słowian? Ile na temat PRL-u? Tak to już jest, że większość portali o żywności pisze o coraz bardziej absurdalnych dietach, a te „ogólne” piszą o tym, co jakaś gwiazdeczka zjadła wczoraj na obiad, dlaczego jakiś pan ją zdradził i że w Świętokrzyskiem pijany facet spadł z dachu. Urocze, ale ile można?
DB: Tak jest! Wszyscy zachwycają się kuchnią francuską, włoską czy jeszcze jakąś inną. My prawie nic nie wiemy na temat kuchni polskiej czy staropolskiej. O słowiańskiej nawet nie wspominam. Dominuje podejście, że nie mamy nic fajnego do zaproponowania. Totalna bzdura! Jest wręcz na odwrót. To szczupak po polsku był jedną z najbardziej znanych i lubianych potraw w Europie, a polska kuchnia bardziej przypominała dzisiejszą indonezyjską, z ogromną ilością przypraw.
.
JNG: Mi się wydaje, że my, Polacy, nie potrafimy się chwalić. Wychowano nas w jakimś ciemnym zabobonie opartym na absurdalnej pokorze wobec niewiadomo czego i uważamy, że działamy w porządku, jeśli się kłaniamy. Najlepiej, żebyśmy wszystko przegrywali, ale w słusznej sprawie. Ile tak można? Przecież my się w końcu sami wykończymy!
DB: Przegranych w słusznej sprawie dostarcza nam reprezentacja piłkarska i to aż w nadmiarze!
JNG: Tak jest! My powinniśmy się zacząć chwalić. Cały czas się chwalić! Nam wszystkim się to po prostu należy! Polacy są bardzo ciekawi, Polska jest bardzo ciekawa i to nie od ostatnich 25 lat, ale w ogóle! Trzeba mówić też o dobrych sprawach, jasnych stronach i pozytywnych emocjach. Ze wszystkich gazet, telewizorów i portali leje się nieprzerwany strumień negatywów. Ludzie, ile można? Po co się ciągle umartwiać i smucić? Gdzie w tym sens?
Jakie tematy poruszacie na portalu?
JNG: Należy oczywiście zacząć od wspomnianej wcześniej kuchni. Polską kuchnią zajmujemy się od czasów dawnych Słowian aż po czasy współczesne. Na naszym portalu można znaleźć wywiady z autorytetami z branży, zarówno restauratorami, kucharzami, jak i polskimi producentami. Publikują u nas eksperci od estetyki kulinarnej oraz blogerzy kulinarni i naukowcy badający specyfikę polskiej kuchi i rodzimych produktów.
Oprócz tego piszemy również na temat historii Polski, turystyce i agroturstyce, dietetyce i ziołach, edukacji najmłodszych itd. Zajmujemy się również kulturą, współpracujemy z Muzeum Nadwiślańskim, Teatrem Nowym w Poznaniu, z Zakładem Prehistorii Polski Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i wieloma instutucjami zarówno publicznymi, jak i prywatnymi.
Jestem pewien, że każdy znajdzie na naszym portalu coś dla siebie. Mamy również dużą ilość przeróżnych przepisów, zwłaszcza tych regionalnych i staropolskich, ale znajdą się również nalewki, przepisy dawnych Słowian i wiele innych. Chodzi o to, że jak przy każdym dobrym jedzeniu rozmawia się na ciekawe tematy, tak nasz portal choć skupiony wokół żywności ma również treść, którą warto czytać i omawiać.
Rozmawiała Zosia Kozalska