O pikantnym serialu, słonym serku i słodkich wypiekach, które podbiły Nowy Jork oraz Katowice! A także o kobiecie, która tak je pokochała, że przełamała własną nieśmiałość, by karmić nimi innych.
Aurora: Codziennie wstajesz przed świtem, by samodzielnie upiec setki babeczek. To już zakrawa na istną pasję. Skąd się wzięło to upodobanie do słodkich wypieków?
Magdalena Kir: Sprawa jest o tyle śmieszna, że nie jestem cukiernikiem z wykształcenia. A pasja właściwie zaczęła się... od serialu! Konkretnie – „Seksu w Wielkim Mieście”. W jednym odcinku Carrie (główna bohaterka, przyp. red.) opowiada o swojej nowej miłości, zajadając się przy tym apetyczną babeczką. Ta scena zrobiła na mnie takie wrażenie, że od razu zabrałam się za szukanie przepisu. Znalazłam, zrobiłam i... stwierdziłam, że są obrzydliwe (śmiech)!
Aurora: Może przepis był zły? Albo to kwestia doświadczenia?
M.K.: Jeśli chodzi o sam warsztat, przyznam, że po prostu piekłam w domu. Babeczki z przepisu były stanowczo za słodkie. W przepisie było pół kilograma cukru na pół kostki masła! To brzmi jak przepis na zawał, nie ciastko! Stwierdziłam więc, że trzeba to poprawić. Zaczęłam robić kremy według własnego przepisu i z czasem były coraz lepsze. Jako efekt końcowy powstał mój autorski krem, który absolutnie uwielbiam i wiem, że większości klientów też smakuje. Jest to krem na bazie serka śmietankowego Filadelfia. Stanowi bazę i to jego jest najwięcej. Do tego trochę masła, trochę cukru i prawdziwej wanilii. Dzięki temu babeczki nie są ani mdłe, ani za słodkie.
Magdalena Kir Miss Cupcake : Pasjonatka wypieków i słodkości. Od 3 lat z powodzeniem prowadzi własną cukiernię Miss Cupcake w Katowicach, specjalizującą się w babeczkach. Organizuje również słodkie cateringi, piekąc torty, bezy i tarty, a od niedawna również makaroniki. Marzy o otwarciu kolejnych lokali na mapie Polski oraz zapisaniu się do Le Cordon Bleu. |
Aurora: Czy dopiero wtedy, gdy krem udał się perfekcyjnie, postanowiłaś otworzyć własny lokal z babeczkami?
M.K.: W tak zwanym międzyczasie piekłam dla znajomych i rodziny różne ciasta na różne okazje – wesela i urodziny. W pewnym momencie stwierdziłyśmy z siostrą, że to właśnie w babeczkach tkwi siła. Bo nie ma czegoś takiego w całych Katowicach. I tak oto wystartowałam, z różnymi przebojami. Od 3 lat funkcjonuję jako Miss Cupcake.
Aurora: Rozumiem, że nie zawsze było słodko...
M.K.: Początki oczywiście były trudne... Wszystko było jednym wielkim eksperymentem! Nie wiedziałam, czy babeczki się sprawdzą. Tak naprawdę dopiero stają się popularne! Właśnie z tego powodu było mi trudno skompletować potrzebne sprzęty i składniki. Sporo rzeczy kupowałam za granicą, niestety również po zagranicznych cenach. W zasadzie dopiero niedawno wzięłam udział w szkoleniu. Byłam u Belli z Good Cake w Gliwicach, przy czym było to szkolenie z makaroników i kruchego ciasta. Warto jednak zauważyć, że Bella zna się na babeczkach i kremach, bo wywodzi się z tradycji anglosaskiej, w której te słodkości odrywają ważną rolę.
Agata Siejka: Dziś, po 3 latach prowadzenia Miss Cupcake czego się nauczyłać?
M.K.: Przede wszystkim utwierdziłam się w przekonaniu, że krem to kwintesencja babeczki! Dobrze by było, gdyby serek był lekko słony.
A.S.: I to jest sekret perfekcyjnej babeczki?
M.K.: Kwestia zrobienia idealnej babeczki to kwestia przerobienia kilkudziesięciu przepisów i upieczenia kilkuset różnych babeczek. Babeczka musi obłędnie wyglądać i smakować. Grunt, bym ja sama miała na nią ochotę! Nigdy nie zrozumiem kucharzy i cukierników, którzy nie próbują własnych wyrobów.
Aurora: A na kim się wzorujesz?
M.K.: Trudno mówić o konkretnych osobach. Myślę raczej o miejscach i ciastkach (śmiech). Z całą pewnością chciałabym polecieć do Stanów Zjednoczonych, odwiedzić nie tylko słynną z „Seksu w Wielkim Mieście” Magnolia Bakery, ale też kultową babeczkarnię D.C. Cupcake. Choć uwielbiam przepisy pań z D.C. Cupcake, to i one są dla mnie nadal za słodkie. W każdym razie muszę tam kiedyś pojechać, bo USA to ojczyzna babeczek!
Aurora: A u nas są babeczki godne naśladowania?
M.K.: Tak! Za granicą udało mi się próbować całkiem dobrych babeczek w Hiszpanii, Niemczech i Czechach. Oczywiście próbowałam niemal wszystkich znanych babeczek robionych w Polsce, w tym słynnych krakowskich z Cupcake Corner Bakery. Nieskromnie jednak powiem, że uwielbiam swój krem i w tych wszystkich mi czegoś po prostu brakuje. Może to po prostu rzecz indywidualnego gustu...
A.S.: Myślę, że nie tylko. Przychodzę do Twojego lokalu dość często i zawsze są tu tłumy! I to coraz większe. Czy zamierzasz rozbudować działalność?
M.K.: Cóż, marzy mi się sukces na miarę DC Cupcakes, ale obserwując tamtejszy rynek, myślę, że to, co tam się sprzedaje, niekoniecznie by się sprawdziło w Polsce... 10 tysięcy babeczek na walentynki?! U nas chyba babeczki nie robią takiego szału...
Aurora: Bo Polacy lubią sernik. A już na Śląsku to w ogóle do szczęścia wystarczą rolada i modra kapusta...
M.K.: Ale po zjedzeniu tej rolady trzeba sobie czymś dosłodzić! Wyszłam z założenia, że skoro podobne lokale przyjęły się w Bytomiu, Krakowie, Wrocławiu czy Warszawie, to czemu nie w Katowicach? Trzeba pamiętać, że pomimo tego, że wciąż otwiera się wiele nowych lokali gastronomicznych, przyjmą się te, które oferują coś naprawdę dobrego. Poza tym, potrzeba ogromu pracy i odrobiny szczęścia...
Aurora: Szczęścia, czyli zastrzyku gotówki?
M.K.: Niekoniecznie chodzi o pieniądze. Tak się złożyło, że zaraz po otwarciu lokalu trafił nam się artykuł w „Gazecie Wyborczej”. Przez dwa dni piekłam od świtu do godziny 18 – bez przerwy. Ludzie brali po 10 babeczek na wynos! Potem sytuacja nieco się unormowała, ale pozostała renoma. No i ogrom pracy!
A.S.: Ktoś Ci pomaga?
M.K.: Jest wielu chętnych, ale niewielu wytrzymuje... Młodzi ludzie nie są przygotowani na codzienne wstawanie o 5 rano. Większość ludzi myśli o pieczeniu babeczek jako o sobotniej przyjemności. Tymczasem, gdy okazuje się, że o poranku trzeba upiec i udekorować 100 babeczek w kilku różnych smakach, a nie 12, nagle okazuje się, że to nie takie proste...
Aurora: Chcesz powiedzieć, że pieczesz to wszystko sama?!
M.K.: Dokładnie! Od 3 lat prowadzę firmę sama. Pomaga mi księgowa. Ale jeśli chodzi o samo pieczenie, to rzeczywiście tylko czasem mam kogoś do pomocy. Wiem, że brzmi to jak szaleństwo, ale prawda jest taka, że od początku założyłam, że to jest moje marzenie! Dlatego mam do tego wszystkiego tyle serca i zapału. Dzięki temu, że wszystko robię sama, wszystko jest dokładnie takie, jak zawsze chciałam – robię pewne rzeczy powoli, ale też po swojemu.
Aurora: Czyli nie znajdziemy u Ciebie „gotowców”?
M.K.: Absolutnie! Nie mogę znieść, że wciąż dostaję pocztą elektroniczną oferty, w których próbuje mi się sprzedać wyroby czekoladopodobne lub margaryny o smaku masła... Nie piekę również „smerfowych” babeczek, czyli takich, w których głównym składnikiem jest sztuczny barwnik. Używam tylko tych naturalnych, np. do Red Velvet, ale to raczej niewielkie ilości.
A.S.: Tę niezależność widać również w samych babeczkach, które często zaskakują połączeniami smakowymi.
M.K.: Rzeczywiście smaków jest tyle, ile pomysłów. Na chwilę obecną w ofercie jest ich do wyboru 100! Czasem pomysł przychodzi spontanicznie, a bywa tak, że tworzę babeczkę na bazie dobrze znanych smaków, np. na podstawie nadzienia z pączków, które wprost uwielbiam! W dużym stopniu oferta zależy też od pory roku, czyli owoców sezonowych. W czerwcu królują truskawki, a wiadomo, że w grudniu nie obędzie się bez aromatu piernika, maku i pomarańczy. Najważniejsze jednak, by to były dobre i świeże produkty. Jeśli jest smak waniliowy, to znaczy, że jest w tym prawdziwa wanilia. Sama robię też karmel lub polewę czekoladową. Dobry produkt to dobra babeczka.
Aurora: A wytrawne smaki to również Twój autorski pomysł?
M.K.: Lubię różnorodność. I klienci to szybko i chętnie podłapują – kupują ciepłe wytrawne babeczki na lunch, a i ja chętnie je zjadam zamiast obiadu. Z reguły jest to jakieś klasyczne połączenie typu szpinak z fetą lub łosoś z koperkiem. Inspirowałam się też moją ulubioną sałatką, którą robi moja koleżanka – z suszonymi pomidorami, pestkami dyni i camembertem.
A.S.: Rozumiem, że ta oferta smakowa babeczek słodkich i wytrawnych będzie nadal się powiększać. Czy powiększy się również asortyment produktów?
M.K.: W chwili obecnej już od pół roku mam w lokalu tarty. W końcu ileż można robić babeczki (śmiech)?! Zaczęło się od tego, że pojawiłam się z moimi wyrobami na Przystanku Śniadanie, gdzie sprawdziły się różne ciasta – dodanie ich do stałej oferty to odpowiedź na zapytania klientów, którzy mieli okazję je wtedy degustować. Klienci zaczęli u mnie zamawiać takie ciasta na różne okazje. Do hitów należą sernik banoffee czy tarta z mascarpone i malinami. Największą popularnością cieszy się jednak ciasto marchewkowe! Jest lubiane do tego stopnia, że klienci zamawiają torty o tym smaku na komunie i wesela! Na szczęście ludzie stają się coraz bardziej otwarci na takie eksperymenty.
Aurora: A więc robisz też torty!
M.K.: To również odpowiedź na oczekiwania moich stałych klientów. Od czasu do czasu piekę więc torty pokrywane masą cukrową lub bitą śmietaną. W ofercie imprezowej mam też makaroniki, cake popsy i inne małe formy. Oczywiście można też składać personalizowane zamówienia na babeczki. I to nie tylko od święta! W takim wypadku trzeba zamówić minimum 6 babeczek, ale dla łasuchów to nie problem.
Aurora: A jakie są ulubione smaki wśród samych babeczek?
M.K.: To się zmienia. Na ten moment do ulubionych należą: Red Velvet, marchewka z cynamonem i solony karmel, który smakuje, jak słynne cukierki Werthers Original. Są ludzie, którzy na swoje ulubione babeczki przychodzą w konkretne dni i śledzą naszą rozpiskę tygodniową.
A.S.: A jaki jest Twój ulubiony smak?
M.K.: I tu mnie macie! To chyba najgorsze pytanie z możliwych, ponieważ ja kocham je wszystkie! Nie lubię tylko czekolady z miętą – i to jedyna babeczka w ofercie, której nigdy nie spróbowałam. Lubię czekoladową babeczkę i lubię krem miętowy w babeczce Mojito, ale połączenie mięty i czekolady mi nie pasuje.
Aurora: Spodziewam się zatem, że nie spodoba Ci się też kolejne pytanie o to, z czego jesteś najbardziej dumna...
M.K.: Hm... Cieszę się z tego, że wciąż staram się robić więcej nowych rzeczy. Robię rzeczy, których się boję, by przełamywać ten strach. Przez te trzy lata udało mi się dojść do perfekcji w robieniu kremu. Ale najbardziej jestem dumna z tej przemiany, jaka zaszła we mnie. Samo otwarcie firmy było dla mnie przełomem, bo zawsze wydawało mi się, że się do tego zupełnie nie nadaję. Jestem typem nieśmiałym i gdybyście przyszły do mnie 3 lata temu, byłabym z pewnością tak zestresowana, że nie potrafiłabym obsłużyć moich klientów, a co dopiero udzielić wywiadu!
Aurora: Teraz nie tylko obsługujesz, udzielasz wywiadów, ale jeszcze wychodzisz ze swoim biznesem do świata. Powiedz, gdzie można Cię spotkać?
M.K.: Jestem nadal obecna na Przystanku Śniadanie w Katowicach, w lokalu przy Staromiejskiej, a także na wielu imprezach, gdzie organizowana jest strefa gastro.
A.S.: A dalekosiężne plany?
M.K.: Oczywiście, że są! Chciałabym pojawić się w kilku innych miejscach na stałe. Rozważam jeszcze, w jakiej formie to zrobić. Czy będzie to kolejny lokal, czy może jakaś wyspa? Katowice, a może zupełnie inne miasto? Zobaczymy!
Aurora: A my z apetytem czekamy i życzymy powodzenia. Dziękujemy za rozmowę. I babeczki!
Aurora Czekoladowa, Agata Siejka