...

Szanowny Użytkowniku

25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Poniżej znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych w Portalu MistrzBranzy.pl

  1. Administratorem Danych jest „Grupa 69” s.c. z siedzibą w Katowicach, ul. Klimczoka 9, 40-857 Katowice
  2. W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Administratorem pod adresem e-mail: dane@mistrzbranzy.pl
  3. Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
  4. Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
  5. Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
  6. Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
  7. Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
  8. Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
  9. Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
  10. Administrator informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.

Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności.

dodano , Redakcja PS

Historia jednej z najstarszych piekarni na Śląsku

15 sierpnia 2015. w Brzeźcach k. Pszczyny rzemieślnicza piekarnia-cukiernia Nowaków weszła w drugie stulecie. W ciągu 100 lat mała piekarnia przeżyła dwie wojny światowe, absurdalne czasy komunizmu, przeżyje i demokrację

W rzemieślniczą firmę wrasta już czwarte pokolenie, tworząc jej historię. Jak rozwijała się historia do 2015 r.?

Oto rozmowa z Janem Nowakiem, mistrzem piekarstwa, seniorem rodu Nowaków (artykuł pohodzi z drukowanej edycji Mistrza Branży, numer listopad 2015).

Mistrz Branży: Jak tworzyła się historia jednej z najstarszych piekarni na Śląsku?
Jan Nowak: Ze zmiennym szczęściem, ale niezmiennie w tym samym miejscu i w tej samej rodzinie. Piekarnię w Brzeźcach założyli moi dziadkowie od strony mamy. W 1910 r. Zofia i Karol Brudkowie kupili dom – to była willa Starzyczny, którą przedstawiają przedwojenne niemieckie pocztówki. Do domu dobudowali sklep i piec piekarniczy. Po dawnym budynku został tylko komin, który stoi do dzisiaj. W czasie I wojny światowej dziadek trafił do wojska i wszelki słuch o nim zaginął. W małej wiosce niedaleko Pszczyny została babcia z 3 córkami: Gertrudą, Anną, Łucją (moja matka), synem Józefem, mając na głowie utrzymanie małego gospodarstwa oraz piekarnię. Mała piekarenka była budowana z myślą dla syna, tylko że syn miał inny pomysł na życie…

   
 

JAN NOWAK (ur. 1945) – mistrz piekarski, od 1967 r. do lutego 2015 r. formalny właściciel Piekarni-Cukierni T.J.D. Nowak. Od 20 lat związany z Izbą Rzemiosła oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach, gdzie jest zastępcą przewodniczącego Komisji Egzaminacyjnej. Wychował wielu uczniów piekarstwa, których uczył nie tylko rzemiosła, ale też szacunku do pracy. Wspólnie z żoną Teresą zmodernizował i rozbudował rodzinną piekarnię założoną w 1915 r.


 

 
MB: Bez mężczyzny w tamtych czasach ciężko było prowadzić piekarnię.
J.N.: Nie było łatwo, ale babcia nie załamała się po stracie męża, była obrotna i przede wszystkim pracowita. Z czasem w piekarni pojawił się mój ojciec, Robert Nowak – miał wtedy 23 lata.

MB: Czy młody piekarz od razu zapałał miłością do jednej z córek właścicielki?
J.N.: (śmiech) Jeżeli chodzi o moją mamę, to raczej nie. Ona miała raptem 14 lat, była na diabła miejscu i pasała krowy na łące. Wówczas nikt nie przypuszczał, że za kilka lat razem poprowadzą piekarnię.

MB: Jak wtedy wyglądała praca w piekarni?
J.N.: Cała rodzina pracowała w piekarni, wszystko robiło się ręcznie. Kiedy mój ojciec w nocy przygotował ciasto, wczesnym rankiem siostry musiały je kulać. W czasie narzeczeństwa z moją matką, gdy między młodymi wszystko było dobrze, ojciec jak najciszej pracował na ręcznej prasie, żeby babka nie usłyszała i nie budziła córek zbyt wcześnie – większość prac wykonywał sam. Gdy młodzi się pokłócili, wtedy młody piekarz pracował tak, że stawiał cały dom na nogi (śmiech).


MB: Kiedy młodzi przejęli interes?
J.N.: To było w 1925 r. W wolnej Polsce rodzice angażowali się też w działalność na rzecz ojczyzny – ojciec był prezesem koła Związku Strzelców Polskich, a mama stała na czele Związku Polek. Ten krótki czas wolności przerwała II wojna światowa, która mocno doświadczyła rodziców. W 1944 r. w czasie bombardowania zginął ich najstarszy syn Stanisław, rok później 5-letni Henryk przypadkowo został postrzelony w głowę przez żołnierza radzieckiego i cudem uratowany. Rodzice dwa razy uciekali przed okupantem (raz po wejściu wojsk niemieckich, drugi – po wejściu wojsk radzieckich), zostawiając cały dobytek. Za każdym razem wracali do pustego sklepu i rozszabrowanej piekarni, i zaczynali od nowa. Oprócz piekarni mieli też gospodarstwo: 4 ha pola, kilka sztuk bydła i trzodę chlewną. Do południa pracowali w piekarni, potem na roli. To zawsze był ciężki kawałek chleba, zwłaszcza w komunistycznej Polsce, gdzie „prywaciarze” byli na kontrolowanym. Gdy mój brat został księdzem, w domu zostałem ja, moja siostra Gertruda i coraz bardziej schorowani rodzice. Ojciec stracił słuch w wyniku nieleczonego zapalenia ucha – mimo to bez problemu rozmawiał, doskonale czytając z ruchu warg. Choć miał coraz większe problemy z chodzeniem z powodu zapalenia żył, jeszcze pracował fizycznie ze mną w piekarni.

MB: Czy ojciec hamował Pana przed zmianami, np. wprowadzeniem maszyn, które by ułatwiły pracę?
J.N.: Nie, nigdy mnie nie hamował, ale nie krył niezadowolenia ze zmian, które mu fundowałem. Pierwsze używane maszyny wprowadziłem, kiedy chodziłem do szkoły średniej. Po uruchomieniu maszyny  usłyszałem tylko: „Pierońskiego żelastwa żeś mi tu nazwoził i teraz zawadza” (śmiech). Dwa lata po śmierci mamy piekarnia przeszła na mnie. Miałem wtedy 22 lata.

MB: Co przyniosła zmiana pokoleniowa w piekarni i co w tym czasie działo się w rodzinie?
J.N.: To był początek większych zmian. Wtedy poznałem moją przyszłą żonę – Teresę. Jak człowiek jest młody, to dużo łatwiej przychodzi mu podejmowanie ryzyka, nie rozglądając się na innych, tym bardziej na system. To były czasy komuny – w każdej chwili zakład mógł być upaństwowiony. Ale ja chciałem się rozwijać. W 1971 r. Teresa została moją żoną. Rodzina szybko się powiększała – Jarek urodził się w 1972 r., dwa lata później Daniel, a w 1975 r. Krzysztof. Piekarnia też się powiększyła, a w jej rozbudowie dużo pomógł mi teść, który był stolarzem.

 

Przyszedł też czas na zmianę pieca. Wtedy mieliśmy tzw. piec piersiowy – po rozpaleniu cały żar trzeba było wygarnąć do popielnika i dopiero wtedy piekarz mógł zasadzić pieczywo. W tym piecu nierzadko łopata stawała w ogniu, a dym z niewygaszonego żaru szedł na całą piekarnię. Trafiła się okazja odkupić dobry niemiecki piec marki Herbst i decyzja o wyburzeniu starego pieca zapadła bardzo szybko. W 1972 r. pracowaliśmy do wigilii, przez święta Bożego Narodzenia stary piec miał się schłodzić przed wyburzeniem. Pootwieraliśmy wszystkie wloty do kominów . Dzień po świętach przychodzę do piekarni, a piec pozamykany. Tata nie mógł się pogodzić z tą zmianą, myślał, że nie będziemy już piec chleba. Potem zobaczył inne piekarstwo i się przekonał. Piekliśmy więcej chleba. Jak otwieraliśmy sklep o 6.00 rano, to kolejka stała aż za kościół (ok. 500 m). Mieliśmy klientów z naszej miejscowości i okolic. Byli wśród nich notable na urzędniczych stanowiskach.
Pracowało się na okrągło. Do domu przychodziłem na 2 godziny, żeby się przespać; czasem nawet nie kładłem się do łóżka, tylko spałem na holu i z powrotem do piekarni. Pracowałem 22 godziny, ale nie narzekałem, bo od dziecka byłem przyzwyczajony do ciężkiej pracy.

 

 

MB: Taki tryb pracy nie odbił się na młodym małżeństwie?
J.N.: Żona nie miała lekko, ale była wyrozumiała. Kiedy budowaliśmy piekarnię, mieszkaliśmy na drugim końcu wioski – ja ciągle siedziałem w piekarni, nie miałem czasu dla rodziny, a cały dom z trójką dzieci i moim chorym ojcem był na jej głowie. Dodatkowo Teresa pracowała w sklepie, a jak była potrzeba, to i w piekarni. Dzisiaj musiałbym ją nosić na rękach, że wytrzymała ze mną tyle lat.


MB: Po 100 latach firma nie rozrosła się do zakładu średniej wielkości, nie zatrudnia 250 pracowników. Jest to dla Pana powód do dumy?
J.N.: Takie było moje założenie: cały czas być rzemieślnikiem. Nie byłem nauczony, żeby wpychać się na rynek. Mój ojciec zawsze powtarzał: lepiej jedz sobie małą łyżką, ale pewniej i cały czas. W rzemieślniczej piekarni jest inne podejście do pracy. W czasie produkcji zawsze jest czas, żeby chwycić miotłę i posprzątać. Mnie by bolało, jakbym musiał deptać po mące, bo to tak jakbym deptał chleb.
Patrząc z perspektywy czasu, zastanawiam się, czy to założenie nie było błędem. W obecnym układzie gospodarczym – według mnie – większą rację bytu mają duże zakłady, a te małe firmy są w gorszej sytuacji. Dzisiaj żałuję, że za późno wycofałem się z piekarni i wcześniej nie przekazałem firmy najstarszemu synowi. Bałem się, że będę miał problem z przekazaniem steru, ale życie tak mną pokierowało, że się wyłączyłem. W lutym br. firmę przepisaliśmy najstarszemu synowi.

 

MB: Czego możemy życzyć firmie na kolejne 100 lat?
J.N.: Dobrych następców, bo w przypadku małych rodzinnych firm to jest najważniejsze. Ja już mam – mój syn Jarek jest mistrzem piekarstwa, jego żona Danuta rozszerzyła firmę o cukiernictwo. Oboje ciężko pracują i są świetnymi fachowcami. Cieszę się, że wnuki też złapały rodzinnego bakcyla.

MB: Jest zatem szansa, że za kolejne 100 lat Brzeźce będą świętować okrągłą, tym razem 200. rocznicę. Dziękuję za rozmowę.

   
 

Czwarta zmiana pokoleniowa
W latach 90. XX w. w rodzinną Piekarnię w Brzeźcach zaangażował się najstarszy syn – Jarosław Nowak, mistrz piekarski i miłośnik piłki nożnej. Wspólnie z żoną Danutą, cu­kiernikiem z zawodu, przyszło mu prowadzi firmę w rzeczywistości, w której – jak mówi Pan Jan – „chleb jest dodatkiem do wędlin”, a klientów trzeba szukać daleko poza grani­cami własnej siedziby i ciągle ich zaskakiwać. W 1994 r. dzięki żonie Danucie rozszerzył piekarnię o pracownię cukierniczą. W 2000 r. sklep z pieczywem powiększył się o pro­dukty spożywcze. Od kilku lat Piekarnia w Brzeźcach jest głównym dostawcą pieczywa do małej sieci sklepów, w których mają własne stoisko z ciastami i pieczywem. Choć nie udało mu się przekonać ojca do budowy nowego zakładu poza obecną piekarnią, potrafi znaleźć inne drogi rozwoju. – Nieustannie szukamy nowych pomysłów. W wakacje wpro­wadziłem smakowe lody włoskie, codziennie inny smak. W sezonie jesienno-zimowym postawimy na gotowe produkty garmażeryjne. Przymierzamy się też do wprowadzenia kanapek do sklepów i szkół – wymienia Jarosław Nowak.
Podobnie jak rodzice w latach 70., Jarek wspólnie z żoną dużo pracują i mają już swo­ich następców. W ślady Pani Danuty poszła 18-letnia córka Izabela, która realizuje się w cukierni. Do piekarni zagląda też 14-letnia Natalia i 9-letni Adrian. Rodzinie brakuje czasu dla siebie, ale są razem na dobre i na złe.
25 września br. Jarosław i Danuta Nowakowie w Muzeum Zamkowym w Pszczynie odebrali Laur Przedsiębiorczości w kategorii „handel” dla Piekarni-Cukierni Nowaków w Brzeźcach.

Uroczystości jubileuszowe
Piekarnia Cukiernia T.J.D. Nowak w tym roku obchodzi 100 lat. Uroczysta msza św. odbyła się 15 sierpnia 2015 r. w kościele pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Brzeźcach. Po mszy w Ośrodku Kultury zorganizowano przyjęcie z udziałem lokalnych władz, przyjaciół oraz pracowników firmy.

 

 

1915 Zofia i Karol Brudek – założyciele Piekarni w Brzeźcach

Piekarnia w początkach działalności

1925-1967 – Łucja i Robert Nowakowie – drugie pokolenie właścicieli

1962 – Jan Nowak, najmłodszy syn Łucji i Roberta. otrzymuje legitymację czeladniczą

1967 Jan Nowak przejmuje piekarnię, a od 1971 r. prowadzi firmę wspólnie z żoną Teresą

1964 – Piekarnia po pierwszej rozbudowie

Lata 70. – Teresa i Jan wspólnie z synami

2015 – Piekarnia-Cukiernia T.J.D. Nowak

2015 – Danuta i Jarosław odebrali Laur Przedsiębiorczości w kategorii „handel”

 

 



Bieżące wydanie czasopisma

Dlaczego i jak warto fotografować jedzenie? Czy istnieje idealny roślinny zamiennik jaja kurzego? Jaka kawa sprzedaje się najlepiej w cukierni?

  • Wykup prenumeratę
  • Wspieraj twórczość

  • Zobacz więcej
    Bieżący numer

    Polecamy przeczytać

    Aktualny numer Mistrza Branży, zobacz online lub pobierz PDF >>

    Mistrz Branży

    Maszyny i urządzenia do produkcji