W letnie wieczory ludzie w ogonku potrafili czekać przed lokalem nawet półtorej godziny, by wreszcie dostać swoją porcję. To tylko świadczy o tym, że nie mamy do czynienia z jakąś tam lodziarnią – a lodziarnią przez duże L. Mowa o firmie Nitro Lody, czyli pierwszej w Warszawie lodziarni molekularnej.
Podobne artykuły
Lody i kryptowalutyLody naturalne, czyli kłamstwo podawane na chłodnoNie tylko na patyku! - przegląd nowych form podawania lodów– Nikt nie rozumie, jak to się robi. Ale jest pyszne – w tym tonie wypowiadały się dwie młode dziewczyny, czekając na lody na Saskiej Kępie. Jak się okazało, były to stałe klientki. – Większość osób, które do nas przychodzą, to nie są przypadkowi ludzie. Najczęściej już wcześniej słyszeli o naszej lodziarni i przyjeżdżają tutaj specjalnie nawet z najdalszych zakątków Warszawy – tłumaczy współwłaściciel Adam Klinowski i zapewnia, że chętnie wracają do Nitro. Biorąc pod uwagę, że ul. Zwycięzców znajduje się 200 m od usianej najróżniejszymi kawiarniami najpopularniejszej ulicy tej części stolicy, czyli Francuskiej, to musi budzić szacunek.
Nie wytłumaczyliśmy jeszcze jednak, czego – zdaniem dwóch sympatycznych klientek – nikt nie potrafi pojąć. Spieszymy zatem z wyjaśnieniem – mianowicie, sprawa rozbija się o to, że Nitro Lody jest lodziarnią korzystającą z robiącego furorę w kuchni molekularnej ciekłego azotu. Robi to wrażenie nie tylko na najmłodszych – tym bardziej że wszystko powstaje na oczach klienta. Niemal każdemu z osobna trzeba tłumaczyć, na czym to polega i jak to w ogóle jest możliwe, że można zrobić lody przy pomocy ciekłego azotu. – Okazuje się, że jest to możliwe i jak najbardziej bezpieczne, w końcu wdychamy azot każdego dnia – przekonuje Adam. Po krótkiej lekcji chemii i widowiskowym show z unoszącą się parą przychodzi czas na konsumpcję – i wówczas wszelkie wątpliwości już znikają, a pozostają jedynie komentarze: mmm, jakie smaczne!
Smaczne, bo naturalne
Ludzie ponoć bywają zdziwieni, że w Nitro dodaje się do lodów prawdziwe owoce. Tutaj jednak nie ma miejsca na jakąkolwiek sztuczność, choć pomysł na otwarcie molekularnej (choć właściciele nie nazywają jej molekularną sensu stricto) lodziarni narodził się podczas podróży po Stanach Zjednoczonych. – Tam lodziarze idą na łatwiznę, poza tym dla ludzi większą frajdę stanowi to, że mogą dostać lody truskawkowe w kolorze niebieskim niż to, że dostaną coś naturalnego. Idea wykorzystania ciekłego azotu pojawiła się w naszych głowach właśnie w USA, natomiast stwierdziliśmy, że w Polsce zrobimy to w 100% tak jak powinno się robić – wyjaśnia mój rozmówca. Póki co, idzie to w dobrym kierunku, skoro nawet starsze osoby chwalą sobie lody z Nitro, mówiąc, że smakują tak jak kiedyś.
Dziennie z okienka na ul. Zwycięzców wychodzi nawet kilkaset lodów. Przychodzą po nie ludzie właściwie w każdym wieku, choć najczęściej są to rodziny z dziećmi. Jak zdradzają właściciele, zdarzają się jednak i aktorzy, i politycy, oraz – oczywiście – hipsterzy. – Nie mamy określonej grupy docelowej, więc przekrój osób jest spory. Zaskoczyło nas natomiast to, jak wiele osób ma fioła na punkcie lodów i chodzą od jednego miejsca do drugiego. Była u nas na przykład dziewczyna z Poznania, która przyjechała do Warszawy tylko po to, żeby zrobić sobie wycieczkę po lodziarniach – opowiada drugi współwłaściciel Paweł Nałęcz. Po molekularne lody wpada również wielu zagranicznych gości – w końcu w pobliżu znajduje się wiele ambasad oraz renomowana szkoła francuska.
Boom na Nitro
Co ciekawe, właściciele Nitro nie wydali na reklamę ani grosza. – Wieść o naszej lodziarni rozchodzi się głównie pocztą pantoflową, chociaż jest również zainteresowanie ze strony mediów. Byliśmy w jednym z popularnych telewizyjnych programów śniadaniowych, dzięki czemu wiele osób o nas usłyszało – wyjaśnia Paweł. I bez tego jednak zainteresowanie jest duże, a największe oblężenie lokal przeżywał podczas otwarcia, które nastąpiło w maju tego roku podczas święta Saskiej Kępy. – Następnego dnia ledwo staliśmy na nogach – wspomina Nałęcz. Dziś Nitro zatrudnia cztery osoby, które pracują na zmianę, a z których jedna trafiła do zespołu właśnie podczas otwarcia. – Przyszedł wówczas jako klient, zjadł cztery duże lody i tak już został. Nie wiadomo, czy to dobrze, bo cały czas je cztery dziennie – śmieją się panowie.
Trudno mu się jednak dziwić, bo od lodów z Nitro trudno się ot tak odzwyczaić – nawet od tych najdziwniejszych kombinacji smakowych, których ogółem jest kilkaset. Zapytani o najbardziej zwariowane zestawienie, właściciele wymienili m.in. zieloną herbatę z Kinder Bueno. Wydawałoby się, że to nie może wyjść dobrze – tymczasem, po zjedzeniu sporej porcji, niżej podpisany może poręczyć, że jest to świetne połączenie. Najwymyślniejsze smaki wychodzą od dzieci, które życzą sobie choćby nutellę z limonką, ale i dorośli potrafią zaszaleć, zestawiając ze sobą advocat z borówkami. – Część nietypowych, a ciekawych smaków na pewno jeszcze czeka na odkrycie – dodaje Paweł.
Kompozycje dla nitro
Kompozycję lodów w Nitro zaczyna się od wybrania rozmiaru (mały / duży) i bazy (lody / jogurt), a kończy doborem smaków i dodatków. Codziennie dostępnych jest od 6 do 8 smaków, przy czym niektóre z nich, takie jak masło orzechowe, śmietanka czy nutella, są bez przerwy. Jeśli ma się szczęście, można trafić nawet na lody… popcornowe. Dodatków jest z kolei około 45 (od batonów przez mnóstwo owoców po płatki owsiane) – w ich przypadku nie ma już żadnej rotacji. Wszystkie możliwości wypisane są na tablicy imitującej tablicę Mendelejewa. – Ludziom kojarzy się to trochę z chemią, ale taki był nasz zamysł – tłumaczą właściciele.
Klienci najbardziej lubią podobno te smaki, których nie można dostać nigdzie indziej – na przykład cytryna-imbir, doskonały z dodatkiem mięty. Panowie przekonują przy tym, że większość smaków schodzi po równo, choć najczęściej proszeni są o klasyczną śmietankę. – Dzieci z kolei bardzo lubią nutellę i czekoladę, nieco obawiają się za to popcornu. Myślą, że takie lody będą słone, podczas gdy są słodkie i maślane – dodaje Adam. Hitem jest także masło orzechowe. Wszystkie smaki właściciele opracowują sami – pracę nad recepturami zaczęli jeszcze pół roku przed otwarciem lokalu. – Nadchodzi zima, więc będzie okazja, żeby opracować nowe zaskakujące smaki – nadmieniają.
Nitro zimą
Właśnie, zima – czy w Nitro nie boją się, że ruch wtedy może znacząco zmaleć? W odpowiedzi słyszę, że stali bywalcy często dopytują, czy lodziarnia będzie otwarta również przy ujemnych temperaturach. – Możemy ich uspokoić – tak, będziemy otwarci, choć na pewno klientów nie będzie tak wielu jak latem. Dla odmiany, będziemy wówczas oferować również kawę i gorącą czekoladę, może też jakieś ciasta – mówią moi rozmówcy. Co istotne, w sezonie zimowym będzie już czynny drugi lokal – na Bemowie. Docelowo właściciele planują ponadto otwarcie następnej lodziarni w centrum Warszawy, a później – także w Sopocie czy Gdyni. – Zawsze lubiliśmy wyzwania – stąd pomysł na Nitro Lody. Póki co, pomysł się sprawdza i mamy nadzieję, że kolejne nasze punkty również znajdą uznanie w oczach klientów – podsumowują.
Jacek Baliński
materiał pochodzi z numeru drukowanego grudzień 2015