Bajgiel, choć ma korzenie polskie, uchodzi za przysmak, który udoskonaliła i spopularyzowała kuchnia i kultura amerykańska. Wydaje nam się, że tylko w Stanach Zjednoczonych zjemy bajgle doskonałe. Jednak inne kraje również z powodzeniem wykorzystują bajgla do przygotowania słonych przekąsek.
Podobne artykuły
La pinsa, lżejsza wersja pizzyRogale świętomarcińskie czy listopadowe? - wyjaśniamy!Cynamonki – comfort food na jesieńFrancuska sieć piekarni The French Bastards, założona w 2018 roku przez Juliena Abourmada, Emmanuel Gunthera i Davida Abehsera, wprowadziła do swojej oferty kanapki na bazie bajgli. Marka ma 7 punktów w Paryżu i w Lille, gdzie można kupić rzemieślnicze bajgle z dodatkami. Dostępne są trzy rodzaje tych wypieków: z makiem, sezamem i z serem cheddar. Jeśli chodzi o dodatki, z jakimi zjemy bajgle, to możemy spróbować przekąskę o nazwie Chicken Melt, w skład której wchodzi bajgiel z sezamem, kurczak, majonez, sałata lodowa, a całość posypana jest serem Comté. Następna propozycje to Tuna Melt – skomponowany z bajgla z makiem, z tuńczyka z majonezem, z sałaty mesclun i tartego cheddara, Dinde Fumée – to z kolei bajgiel z cheddarem, z wędzonym indykiem, majonezem, pomidorami, sałatą mesclun oraz ze smażoną cebulką. The French Bastards nie rezygnuje także z kanapek na bazie rzemieślniczej bagietki, szynki dojrzewającej, pomidorów, rukoli, parmezamu i sosu pesto.
Kim są The French Bastards?
The French Bastard to bardzo ciekawy koncept trzech francuskich przyjaciół, którzy postanowili założyć piekarnię trochę inną w stylu niż te klasyczne miejsca. Jak się można przekonać już sama nazwa piekarni jest oryginalna i dość szokująca, a o jej źródłach opowiadał jeden ze wspólników - Emmanuel Gunther. Otóż u źródeł pomysłu była idea stworzenia piekarni takiej, która w zasadzie nie przypominałaby piekarni. I chyba się udało. Chcieli tchnąć w projekt ducha nowoczesności choćby w wystroju czy oczywiście w menu. Wchodząc do środka będziemy lekko zaskoczeni wystrojem i dodatkami. I nie poczujemy się, jak w tradycyjnej piekarni.
A skąd nazwa, która wydaje się mało ułożona? Emmanuel przytoczył zabawną historię swojego wspólnika Juliena, który mieszkał w Australii pracując dla uznanego szefa kuchni i właśnie on ochrzcił go epitetem „the french bastard”. Słowa „bastard” jest dość obraźliwe, bo znaczy „bękart” lub w innym tłumaczeniu wulgarny przymiotnik, ale tym przekleństwem, szef okazywał uznanie dla gorliwości i umiejętności utalentowanego Francuza, który świetnie sobie radził w kuchni. I tą prowokującą nazwę, przywołującą wspomnienia z Australii, założyciele postanowili wykorzystać. Za rewolucyjnym szyldem poszli także projektanci wnętrza projektując nowoczesny wystrój. Koncept bardzo dobrze przyjęł się na francuskim rynku.
W przyjaznej atmosferze i w oryginalnej scenerii można zjeść świetne, wysokiej jakości wypieki i przekąski. Na opakowaniach widnieje napis „piekarnia założona wczoraj”, to tak trochę w kontrze to celebrowania piekarni pokoleniowych. To, co założone niedawno jest równie znakomite jak miejsca działające dziesiątki lat. Liczy się talent piekarzy i jakość składników!
W „The French bastards” sprzedaje się pieczywo, ciasta, drożdżówki i słone przekąski wypiekane na bazie mąki ekologicznej, wysokiej jakości masła AOP Isigny Sainte-Mère i znakomitej czekolady Varlhony. Wszyscy trzej właściciele: Julien Abourmade, Emmanuel Gunthea i David Abehser mieszkali i pracowali zagranicą czerpiąc stamtąd inspiracje kulinarne i estetyczne. Sporo przepisów pochodzi także od babci jednego z założycieli. Ich koncept piekarniczy spotkał się z dużym uznaniem wśród smakoszy.