O rodzinnym Radomiu mówi, że jest zamarkecony. Boli go, że w naszym społeczeństwie jest przyzwolenie na szarą strefę. Ale najważniejszą sprawą dla Jarosława Gajdy jest promocja pieczywa. Ma na to zaledwie dwa lata jako przewodniczący Krajowej Rady Piekarstwa i Cukiernictwa.
Artukuł pochodzi z majowego wydania magazynu Mistrz Branży
Zamów numery archiwalne w wersji PDF: prenumerata@MistrzBranzy.pl |
Mistrz Branży: Już w marcu, po przyjęciu funkcji przewodniczącego w KRPiC, wymieniał Pan 3 główne problemy branży. Rozrost dyskontów, szara strefa oraz brak promocji pieczywa. Jak chce Pan walczyć z pierwszą plagą: dyskontową konkurencją?
Jarosław Gajda: Działamy zgodnie z celami Rady, do których ta rada powstała, a są nimi: reprezentowanie interesów branży poprzez udział w pracach krajowych, jak i unijnych instytucji, w których ustalane są prawa i przepisy dotyczące bezpieczeństwa żywności, form wspierania przedsiębiorstw, polityki podatkowej, etc.
Tu nie chodzi o walkę, ja tylko zwracam uwagę na problem. Kiedy w latach 90. zaczęły wchodzić markety, zabrały część naszych klientów, część naszych obrotów. Ale to jeszcze nie było złe, bo konkurencja stymuluje człowieka do pracy.
MB: W takim razie co teraz dzieje się groźnego?
JG: Supermarkety czy dyskonty mają tak dużą siłę, że od kilku lat „z marszu” przejmują rynek i nie dają szans mniejszym podmiotom. Dzieje się tak, ponieważ mali przedsiębiorcy, w tym rzemieślnicy, są w tym starciu słabszym podmiotem, postawionym z góry na gorszej pozycji. Wynika to z dysproporcji sił (ekonomicznych) każdej ze stron. Co gorsza, informacje o kolejnych otwarciach supermarketów w Polsce są podawane w mediach jak objawienie. Ten brak świadomości społecznej co do dalszych konsekwencji takiego stanu rzeczy bardzo mnie smuci.
Gdy markety wchodziły do Polski, nie obowiązywało żadne prawo, które by tę kwestię regulowało, i gdyby wszystko było w porządku, to do dzisiaj zapewne nie byłoby ustawy ograniczającej powierzchnię supermarketów do 2000 mkw. Może nadszedł już czas, by wzorem innych państw pójść trochę dalej. Wtedy lokalne firmy rodzinne miałyby szansę przetrwać.
MB: Ale supermarkety czy dyskonty to też dobrzy odbiorcy dla wielu piekarń.
JG: Dodajmy: większych piekarń. Oczywiście są i tacy przedsiębiorcy, którzy rozwijają się wraz z powstawaniem kolejnych dyskontów, ale kosztem tych, którzy tracą pracę. Możemy się przerzucać argumentami, kto na tym traci, kto zyskuje, co jest lepsze, co gorsze, możemy tak robić w nieskończoność, bo brakuje nam najważniejszej podstawy: określonego modelu handlu w Polsce. Dopóki tego nie określimy, dopóty będziemy mieli wolną amerykankę. Boli mnie też to, że jako społeczeństwo, jako państwo nie potrafimy walczyć o swoje miejsca pracy i o swoją klasę średnią, czyli m.in. rzemieślników. Co innego, jeżeli piekarz traci rynek zbytu z własnej winy, a co innego, gdy mamy sytuację niekontrolowanego rozrostu sieci dyskontów. Nie chcę być złym prorokiem, ale według mnie, pozwalając na to, by markety coraz bardziej nas okupowały, wchodziły do każdego zakątka miasta, na własne życzenie zrujnujemy gospodarkę, która opiera się na małych i średnich przedsiębiorstwach.
MB: Do tego dochodzi jeszcze nieuczciwa konkurencja szarej strefy. Jerzy Bartnik powiedział Panu, że nie rozwiąże za Was waszych spraw. Jak zatem poradzić sobie z tym problem?
JG: Jerzy Bartnik dodał też, że będzie nam pomagał, jeżeli my sami będziemy chcieli sobie pomóc. Piekarze rzemieślnicy muszą ten problem rozwiązać przez swoje stowarzyszenia, poprzez Związek Rzemiosła Polskiego, poprzez Krajową Radę. Nie możemy siedzieć i czekać, aż ktoś nam pomoże. Podczas ostatniego spotkania w Radzie (przyp. red. 17 marca br.) powstały dwa zespoły, z których jeden ds. szarej strefy. Zależy nam na tym, by pokazać, że de facto jako społeczeństwo wszyscy na tym zjawisku tracimy: pracownik ‒ ponieważ nie jest ubezpieczony, producent ‒ bo nie może się rozwijać oraz państwo ‒ ponieważ nie otrzymuje należnych podatków. Tak jest, tracimy wszyscy. Ale żeby doszło do istotnych zmian, potrzebna jest zmiana świadomości społecznej.
Myślę, że z tą zmianą świadomości w Polsce to będzie droga przez mękę. Podam taki przykład: straż miejska kontroluje sprzedawcę, który na ulicy sprzedaje pączki, przypadkowi przechodnie reagują negatywnie, że strażnicy czepiają się ludzi, którzy w ten sposób zarabiają na życie, zamiast ścigać bandytów. Jako przedsiębiorca, który płaci podatki, uważam, że postawa straży miejskiej jest jak najbardziej uzasadniona, bo walczy z nieuczciwą konkurencją. Inny przykład: pracownik na etacie w cukierni szybciutko opuszcza swoją pracownię, biegnie do domu, by przygotować ciasta i torty na wesele. Niby niewielka produkcja, ale jeżeli zsumować ją w skali kraju… Piekarze i cukiernicy mogą się pocieszyć tylko tym, że w większości branż jest podobna sytuacja. Ta walka leży w gestii instytucji państwowych, które nie otrzymują należnych podatków. I znów wracamy do świadomości obywateli – co zrobić, żeby oni nie chcieli kupować od takiego handlarza. Ale kupują, bo on ma dużo taniej, a ma taniej, bo nie płaci podatków. Błędne koło. Przestrzeganie prawa i porządek powinny być na pierwszym miejscu, dobrym przykładem mogą być Niemcy.
MB: Co Pana fascynuje u zachodnich sąsiadów?
JG: A kto nie chciałby jeździć mercedesem? Wydaje mi się, że powinniśmy wzorować się na dobrych przykładach, a tam panują porządek i sensowne rozwiązania, które pozwalają działać i rozwijać się rzemieślnikom. Zdrowe regulacje i zasady gospodarki, podejście do pracy i do państwa jako takiego. Ale nie jest to tylko moje odczucie, rozmawiam z wieloma kolegami i wielu właśnie podaje Niemcy za przykład dobrej gospodarki. Nie ukrywam, że jestem za rozwiązaniem, w którym jest obowiązkowa przynależność rzemieślników do cechów, tak jak w Niemczech. Tam cechy decydują, czy powstanie piekarnia; oceniają też, czy jest miejsce na kolejny zakład. I to jest ten pragmatyzm myślenia. Pomimo takiego modelu pieczywa nie brakuje, a wręcz przeciwnie, spożycie na mieszkańca jest prawie dwukrotnie większe niż w Polsce. Nie marnują grosza.
I jeszcze jedna rzecz: tak jak w Niemczech jest wyeksponowane pieczywo i tyle się go sprzedaje, to w głowie się nie mieści. Na stacjach benzynowych, dworcach kolejowych jest mnóstwo stoisk z pieczywem z niezliczoną ilością kanapeczek. A w Polsce? Batony i chipsy. Oczywiście, znajdzie się parę kanapek, ale te proporcje są nieporównywalne!
MB: Wróćmy jednak do naszej rzeczywistości, w której mamy jeszcze jedną palącą sprawę, tj. ogólnopolską promocję pieczywa.
JG: Niestety, nie mamy promocji pieczywa z prawdziwego zdarzenia, nie mówimy o tym pieczywie, a jak już się coś w mediach pojawi, to zazwyczaj w negatywnym świetle. Sprzedaż pieczywa spada. Dochodzimy do takiej normy, która jest zagrożeniem dla zdrowia, ale na ten temat muszą się wypowiedzieć fachowcy. Dlatego na ostatnim spotkaniu Krajowej Rady postanowiliśmy, że promocja pieczywa będzie głównym zadaniem na najbliższe dwa lata i dlatego powstał drugi zespół ‒ ds. promocji pieczywa. Musimy się zastanowić, co chcemy promować w kampanii ogólnopolskiej, z jakim przekazem chcemy dotrzeć do konsumenta, zastanowić się, skąd wziąć na to pieniądze. Pracując nad stroną techniczną przedsięwzięcia, musimy już zbierać fundusze.
MB: Jakie są wstępne założenia tej kampanii?
JG: Chcemy przede wszystkim zmienić wizerunek chleba, przekonać Polaków do większego spożywania dobrego polskiego chleba. Żeby konsument był świadomy, że kupując polski chleb, dobrze robi. Żeby też przy okazji zwrócił uwagę na to, co je on i jego rodzina. Zwrócimy się do naukowców z prośbą o opracowania, które uzasadnią konieczność spożywania pieczywa jako podstawowego pokarmu człowieka, o czym jako piekarze sami często zapominamy. Pokażemy proces produkcyjny chleba z prawdziwego zdarzenia, tak by uniósł się nad Polską zapach pieczonego chleba, który przypomni radosne chwile beztroskiego dzieciństwa i pozwoli delektować się bogactwem wyśmienitych wypieków. Taką widzimy jego promocję.
Oprócz kampanii w mediach tradycyjnych musimy założyć profesjonalną stronę internetową z konkretnymi informacjami nie tylko o pieczywie, ale generalnie o zdrowym odżywianiu, w którym przekaz byłby dostosowany zarówno dla dziecka, nastolatka oraz osób dorosłych. Do tego powinniśmy przeprowadzić badania rynku, więc kiedy się na to spojrzy, przygotowania są ogromne. Obejmują także działania na forum Unii Europejskiej, to, czym zajął się Maciej Mielczarski.
MB: Maciej Mielczarski niejednokrotnie mówił o swoich działaniach lobbysty, podkreślając, że trzeba uczulać na problem promocji pieczywa. Jak Pan ocenia jego wysiłki?
JG: Maciej Mielczarski wykonał ogromną pracę. Jest to człowiek, który naprawdę zasłużył na uznanie branży piekarskiej za wysiłek i poświęcenie własnego czasu i środków na docieranie do odpowiednich ludzi, za uświadamianie problemu braku promocji pieczywa w Unii. Jak wiadomo, Unia Europejska przeprowadza promocję pewnych produktów spożywczych, wśród których niestety nie ma pieczywa. Ale to nic straconego, ponieważ te priorytety są zmieniane co jakiś czas, więc jest szansa, żeby wpisać pieczywo na tę listę. Maciej Mielczarski docierał do naszych europosłów, dzięki niemu znają problem od środka, wiedzą w czym rzecz. To już jest bardzo dużo. Teraz nasza rola, jako środowiska, jest taka, żeby dotrzeć do piekarzy w innych krajach. Stowarzyszenie Rzemieślników Piekarstwa RP należy do ogólnoświatowej organizacji piekarzy UiB, a teraz chce wstąpić do Europejskiej Konfederacji CEBP. Chodzi o to, żeby piekarze z Unii mówili jednym głosem, żeby naciskali na swoich europosłów, bo wtedy są większe szanse przeforsowania koniecznych zmian w prawie unijnym.
MB: Unijne środki na promocję to wielka niewiadoma. Komu chce Pan zaproponować udział w kampanii i zarazem w kosztach?
JG: Sam tu nic nie poradzę, do tego potrzebny jest wysiłek wszystkich członków Rady. Ich pomysły i praca będą stanowiły o efektach programu promocji. Dlatego myślę, że wspólnie, włączając w to nasze organizacje macierzyste, postaramy się pozyskać część środków z Funduszu Promocji Ziarna Zbóż i Przetworów Zbożowych, część chcielibyśmy pozyskać od producentów maszyn i dodatków piekarskich. W Funduszu, jak wiadomo, jest 4 rolników, 4 młynarzy i 1 producent makaronu, nie ma ani jednego piekarza. Będzie trzeba przekonać te 9 osób, żeby przeznaczyły pieniądze na promocję chleba. Taka kampania leży we wspólnym interesie wszystkich grup producentów, od rolników przez młynarzy po piekarzy. Zdaję sobie sprawę, że kampania będzie też promować piekarzy, którzy działają w szarej strefie, ale promocja pieczywa jest nadrzędna. Korzystając z łam „Mistrza Branży”, chciałbym namówić koleżanki i kolegów, piekarzy i cukierników do wstępowania do branżowych organizacji, tak byśmy mogli pomóc sobie sami.
MB: Liczy Pan, że się Panu uda?
JG: Przekonać ludzi czy przygotować program kampanii i ruszyć z kampanią?
MB: Wszystko.
JG: Przede wszystkim podczas mojej kadencji chciałbym doprowadzić program promocji do momentu startu, czyli zapiąć go na ostatni guzik. Nie sądzę jednak, żebyśmy w ciągu 24 miesięcy zdołali ruszyć z kampanią. Czas ucieka. Najpierw trzeba złożyć wniosek do Funduszu Promocji Ziarna i Zbóż do 31 sierpnia tego roku. Ktoś się tym musi zająć, napisać, zweryfikować itd. Liczę na to, że uda się nam przekonać jak najwięcej ludzi do pomysłu; że przekonamy rolników, że są dla nas bardzo ważni, a my dla nich, bo przecież funkcjonujemy w symbiozie. Rolnicy sprzedają 24 mln ton ziarna na potrzeby polskiego piekarza. Dlaczego nie mielibyśmy się dogadać?
Od czternastu lat organizujemy radomskie Święto Chleba i zawsze zapraszamy do udziału rolników. Co roku organizowany jest konkurs na wieniec dożynkowy, w tym roku planujemy zorganizować wystawę sprzętu rolniczego. W zeszłym roku był u nas prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych Stanisław Kacperczyk. Był pierwszy raz i tak mu się spodobało, że obiecał, że przyjedzie też i tym roku. Myślę, że to dobrze wróży naszej wspólnej sprawie.
Koncepcja kampanii ogólnopolskiej już się rodzi. Wydaje mi się, że jest to słuszna droga.
MB: W takim razie życzymy determinacji i sukcesu.
Autor: rozmawiała Anna Kania