W dzieciństwie Robert Zając obserwował pracę piekarzy zatrudnionych w firmie jego babci i w miarę swoich możliwości pomagał im w najprostszych pracach. Dziś jest właścicielem piekarni, którą sygnuje własnym nazwiskiem.
Podobne artykuły
Jakość pamięta się o wiele dłużej niż cenęChleb jest kobietąChlebodawca. Ten, który daje chleb...Firma może poszczycić się nie tylko blisko 30-letnią historią, ale i znakomitymi wypiekami, w tym pieczywem na bazie orkiszu z własnej uprawy oraz produktami dla diabetyków. Mistrz piekarstwa, mimo dużej konkurencji i ogólnego spadku spożycia pieczywa, ma kolejne pomysły na rozwój swojej piekarni i pasję do ich realizowania. W promocji produktów pomagają mu prestiżowe certyfikaty Ogólnopolskiego Programu Promocyjnego „Doceń polskie”.
Czym był podyktowany wybór piekarstwa?
Robert Zając: Moja babcia wynajmowała piekarnię, jej marzeniem było, aby ktoś kontynuował tę tradycję i związał się z piekarstwem. Od najmłodszych lat przyjeżdżałem do babci i zawsze z wielkim zainteresowaniem obserwowałem pracę w piekarni. Początkowo po prostu się bawiłem, a obok piekarze wykonywali swoją pracę. Z biegiem czasu starałem się im – na ile to było możliwe – pomagać w wykonywaniu najprostszych czynności. Spodobała mi się ta praca, połknąłem bakcyla i związałem swoje życie z tą branżą, spełniając tym samym marzenie babci.
Kiedy zdobył Pan papiery mistrzowskie? Jak rozwijała się Pana piekarnia?
Papiery mistrzowskie uzyskałem w 1990 r. u pana Dziwokiego, w piekarni zlokalizowanej w Rybniku-Paruszowcu. Własną firmę założyłem 2 lata wcześniej. Początkowo była to dwuosobowa działalność prowadzona w małej, starej piekarni z piecami węglowymi. W 1994 r. odważyliśmy się zrobić zdecydowany krok – wyburzyliśmy stare piece i zastąpiliśmy je nowoczesnymi, gazowymi. To znacznie usprawniło pracę. Kontynuowaliśmy modernizację, wprowadziliśmy nowe technologie. Odpowiedzią na duży popyt na nasze pieczywo było wybudowanie nowoczesnego dużego obiektu. Obecnie staramy się nie tylko nadążać za trendami, ale i proponować pieczywo własnego pomysłu. Wychodzimy z inicjatywą i staramy się zaspokoić potrzeby konsumentów.
W ofercie piekarni jest m.in. pieczywo bez drożdży i mąki pszennej – chleb razowy, który jest polecany także diabetykom. Co skłoniło Pana do wprowadzenia go do asortymentu?
Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. Tak było i w przypadku tego chleba. Sam miałem problemy zdrowotne, wielu moich przyjaciół i znajomych zmaga się z cukrzycą. Chleb razowy nie jest wielką rewolucją – stawiamy na sprawdzone od lat, powszechnie dostępne składniki najwyższej jakości, takie jak siemię lniane, płatki owsiane i słonecznik.
Taki chleb jest odpowiedzią na potrzeby wielu osób. Jest syty, a jednocześnie ma pozytywny wpływ na organizm, bo dostarcza potrzebnych składników odżywczych. Grupa diabetyków testująca ten chleb wydała o nim pozytywną opinię – stwierdzili, że po jego spożyciu nie podnosi się poziom cukru we krwi. Pieczywo pozytywnie przeszło także badania określające przydatność do spożycia – krótko mówiąc, dłużej pozostaje świeże i smaczne.
Potrzeby różnych grup ludzi są coraz mocniej akcentowane, a przy okazji widać, jak zmienia się podejście zarówno konsumentów do pieczywa, jak i piekarzy do potrzeb klientów. Ewoluują konsumenci, piekarze i pieczywo. Jak Pan postrzega te zmiany?
Obecna sytuacja jest nieporównywalna z czasami PRL-u. Wówczas chleb był podstawą diety, był tani, łatwo dostępny, innych produktów po prostu nie było. Obecnie w sklepach jest niezwykle duży wybór różnorodnych wyrobów piekarskich. Konsumenci jedzą mniej chleba, a więcej dodatków do pieczywa. Brak odpowiednich proporcji oraz niewłaściwe łączenie węglowodanów i tłuszczów (nasyconych i nienasyconych, np. w wędlinach i majonezach) może prowadzić do negatywnych konsekwencji. Warto przypomnieć, że tyje się nie od samego chleba, ale od niewłaściwych proporcji spożywanych produktów. Pieczywo przestało być jedynym wyborem śniadaniowym konsumentów – dziś w modzie są płatki kukurydziane, owsianka, owoce, koktajle etc.
Świadomi konsumenci wiedzą, że w dobrym chlebie razowym znajdą te same wartościowe, potrzebne składniki odżywcze co np. w znacznie droższym jogurcie wzbogaconym o specjalne, zdrowotne dodatki. W moim przekonaniu podstawą jest zbilansowana dieta, trzeba znaleźć równowagę między różnymi produktami. Nie należy demonizować chleba, ale świadomie układać zrównoważony jadłospis i sięgać po pieczywo wysokiej jakości. Na szczęście coraz więcej konsumentów szuka informacji, sprawdza skład wypieków, chce wiedzieć jak najwięcej. Sam odbieram bardzo dużo telefonów od konsumentów, którzy pytają o to, jak wybrać dobre pieczywo, czym się kierować, na co zwracać uwagę.
Zmniejsza się spożycie zwykłego, tradycyjnego, pszennego chleba. Poszukiwane są wypieki żytnie czy z mąki typu graham. Konsumenci są zainteresowani nowościami. Staramy się odpowiadać na te potrzeby. Do żytniego pieczywa można dodać rożne dodatki, które wzbogacą jego smak. Ostatnio prowadziliśmy (bardzo udane zresztą) próby wypieku chleba żytniego z cebulą i kiszoną kapustą. Chcielibyśmy, aby był to sezonowy wypiek, dostępny w okresie jesienno-zimowym. Popularność zyskuje także pieczywo orkiszowe.
… które wypieka Pan z mąki pochodzącej z własnych upraw. Skąd pomysł na uprawianie orkiszu?
Moda na orkisz zaczęła się kilka lat temu. Dostępne na rynku mieszanki były drogie, a jednocześnie nie spełniały moich oczekiwań. Cztery lata temu, dzięki pomocy znajomego mieszkającego w Szwajcarii, udało mi się zdobyć ziarno. Zasialiśmy je na areale 1 hektara. Sama uprawa nie była może ciężka, ale bardzo trudna, bo ziarno orkiszu jest trudne do obróbki – po zbiorze trzeba je wyczyścić, bo kombajn nie oddzieli ziarna od łusek. Kupiłem bukownik, który na to pozwalał, ale czynność ta pochłaniała bardzo dużo czasu. Dopiero rok temu udało mi się znaleźć młyn w Bieszczadach, który mieli mąkę orkiszową, bo dysponuje specjalnymi maszynami do czyszczenia ziarna. Obecnie po prostu wysyłam ziarno, a od sprawdzonego i zaufanego młynarza dostaję wybrany rodzaj mąki orkiszowej.
Uprawa liczy obecnie 1,5 ha, a na pozostałym areale (3,5 ha) rosną pszenżyto, żyto i pszenica. Mąka z własnych upraw nie jest jednak w całości przeznaczona na potrzeby piekarni, musielibyśmy zwielokrotnić produkcję, aby w pełni wykorzystać ziarno. Planujemy zwiększyć uprawę orkiszu do 2 ha, bo sprzedaż pieczywa z tego ziarna się rozwija. Mąka z własnego przemiału zawiera znacznie więcej orkiszu (30 proc. w porównaniu do 3-5 proc. zawartych w mieszance). Poza tym nasz wypiek jest wzbogacony w słonecznik, siemię lniane i płatki owsiane. Nie stosujemy barwników ani polepszaczy, bazujemy na tradycyjnym, produkowanym u nas kwasie. Jego tworzenie jest czasochłonne, ale efekt znakomity i wart wysiłków. Wypiek docenia już liczna grupa konsumentów, a jestem przekonany, że z czasem przekona się do niego jeszcze więcej osób. Do takich produktów trzeba się przyzwyczaić, a to wymaga czasu.
Piekarnia Zając Robert mieści się w Wodzisławiu Śląskim. Została założona w 1988 r. w maleńkim pomieszczeniu pamiętającym lata przedwojenne. W firmie przeprowadzono wiele inwestycji, których ukoronowaniem było zastąpienie starego budynku nowoczesnym obiektem. |
Przyzwyczaić musimy się też do zmieniającego się podejścia społeczeństwa do zawodu piekarza. W Polsce nigdy nie była to szczególnie poważana profesja, ale obecnie mamy prawdziwy kryzys etosu piekarza, a branża boryka się z brakiem uczniów. Rodzi się pytanie, na kim oprzeć przyszłość piekarstwa? Na młodych ludziach stroniących od wysiłku? A może na pasjonatach, których pojawia się coraz więcej?
Chyba nie ma mistrza piekarstwa, który nie przyznałby, że do tej pracy trzeba mieć serce. Pasja jest wpisana w naszą profesję, która jest ciężka i wymagająca – trzeba się jej poświęcić w stu procentach i być gotowym na ciężką fizyczną pracę w wysokich temperaturach. Jako członek komisji egzaminacyjnej i były zastępca przewodniczącego z przykrością muszę powiedzieć, że teraz młodzież jest inna niż kiedyś. To zupełnie inne pokolenie! Mało że mamy poważny deficyt uczniów piekarstwa, to jeszcze nie wszyscy są świadomi, z czym się wiąże ten zawód. Niektórzy rezygnują po roku lub dwóch latach nauki, szukają innej drogi lub zmechanizowanej piekarni. Tymczasem mimo mechanizacji produkcji człowieka nie da się zastąpić, to nadal ciężka praca, która wymaga pasji. Dlatego przyszłość piekarstwa zależy od tego, ile pasji obecni mistrzowie piekarstwa przekażą swoim uczniom, nie zamykając się na pasjonatów. Ponadto musi to być praca dobrze opłacana. W naszej piekarni wyszkoliliśmy niemal 40 osób i cieszę się, że tak wielu ludzi pracujących z poświęceniem i zaangażowaniem zostało z nami do dziś.
Jak widzi Pan przyszłość własnej piekarni?
Globalizacja jest wyzwaniem, to egzekutor ekonomiczny. Małym, rzemieślniczym piekarniom trudno konkurować ze sklepami. Współpraca z sieciami handlowymi jest trudna, niejednokrotnie wymaga się od piekarza ustępstw. Mam nadzieję, że przyszłość firmy będę budował wspólnie z synem, który pracuje w piekarni, poznaje zawód od podszewki i realizuje się w tym trudnym fachu. Moim zdaniem nie da się efektywnie zarządzać firmą, jeśli nie zna się jej od podstaw. Praca w piekarni wymaga często szybkiego podejmowania decyzji i działania, dlatego ważne jest, aby dobrze znać wszystkie procesy i czynności związane z wypiekiem. Mam nadzieję, że nadal będziemy rozwijać ofertę i zdobywać nowych odbiorców.
W styczniu br. trzy chleby Pana piekarni zdobyły certyfikaty Ogólnopolskiego Programu Promocyjnego „Doceń polskie”. JakPan wykorzystuje te godła? Jakie korzyści one Panu przynoszą?
Chleb baltonowski, chleb razowy żytni i chleb orkiszowy zdobyły certyfikaty jakości „Doceń polskie” i tytuły TOP PRODUKT. Oznacza to, że eksperci przyznali im maksymalne oceny za smak, wygląd i stosunek jakości do ceny. Wyróżnienia cieszą i oczywiście chcemy się tą informacją dzielić z odbiorcami naszego pieczywa. Certyfikaty są dostępne na stronie internetowej piekarni, kopie wysłaliśmy także do sklepów, z którymi współpracujemy. Logo programu „Doceń polskie” widnieje na workach, w które pakujemy pieczywo. Certyfikaty zwiększyły zainteresowanie naszym pieczywem, co zaowocowało wzrostem produkcji. Takie wyróżnienie to wartość dodana, bardzo pomocna także w rozmowie z kontrahentami. Łatwiej nam rozmawiać o współpracy, gdy mamy takie atuty. Każda piekarnia oferuje chleb baltonowski, ale tylko nieliczni mogą się pochwalić posiadaniem certyfikatu. Z godłem „Doceń polskie” łatwiej nam przekonać do siebie nowych odbiorców.
Czego Panu życzyć na przyszłość?
Wytrwałości w pracy, realizacji pomysłów związanych z asortymentem i rozwojem firmy, a także siły i zdrowia, bo bez tego ani rusz.
W takim razie tego serdecznie życzę i bardzo dziękuję za rozmowę!