Sztokholm opanowała „zakwasowa, chlebowa rewolucja”. W stolicy Szwecji działa ok. 100 piekarni, ale żadna z nich nie przypomina typowego sklepu z piecami i magazynem na zapleczu. To oryginalne, tętniące życiem lokale, w których eksponowane role odgrywają zarówno chleb, jak i piekarz, którego możemy obserwować podczas pracy.
Podobne artykuły
Mało, zdrowo i różnorodnie - piekarskie trendy 2018Nowe chleby i starożytne pszeniceGigantyczny tygiel rzemiosł spożywczychZapraszamy na „chlebową wycieczkę” po Sztokholmie. Oprowadzi nas Piotr Madej, który spędził tam ostatniego lata kilka tygodni, tworząc zakwasową mapę miasta, w którym wcześniej mieszkał i pracował przez kilka lat.
Karol Przybylak: Jaka jest geneza pozytywnego „chlebowego szaleństwa”, które opętało Sztokholm w ostatnich latach?
Piotr Madej: Spójrzcie na tę niewinnie wyglądającą buzię wyzierającą z okładki „Den Franske Bagaren” („Francuski Piekarz”) – to właśnie Sebastien Boudet, pochodzący z Francji piekarz i cukiernik, powiódł lud Sztokholmu na zakwasową rewolucję, uważając, że drożdże działają na chleb jak steroidy anaboliczne. I tak od mniej więcej 2008 r. w całej Szwecji zaczęły powstawać nowe piekarnie, domowe pieczenie chleba stało się hobby ponad 1/3 Szwedów, powstał Brödmanifest1, a wszystko to z miłości do – zdawałoby się – zwykłego połączenia mąki, wody i soli.
Piotr Madej |
K.P.: Na czym polega wyjątkowość sztokholmskich piekarni? Przypominają one bardziej kafeterie czy restauracje niż typowe zakłady rzemieślnicze…
P.M.: Obecnie w samym Sztokholmie działa około 100 piekarni, tapas patisserie czy konditori (cukierni). Niewiele z nich jest tylko miejscem, w którym po prostu piecze się i sprzedaje chleb czy ciasta. Każdy lokal ma tutaj własny charakter, wystrój i pomysł, co czyni zwiedzanie smakowitym przeżyciem. W prawie wszystkich piekarze (a także piece) są widoczni, ba! – wręcz wyeksponowani w swoich czarnych fartuchach i czapkach, odprawiając swoją białą magię na naszych oczach. Wiele z nich to gwiazdy, niemal celebryci.
K.P.: Czego – oprócz chleba – można spróbować, odwiedzając taką piekarnię?
P.M.: W znakomitej większości piekarni oprócz samego chleba można zjeść kanelbulle, kardemummabulle (słodkie bułeczki, jedne z cynamonem, drugie z kardamonem) serwowane z kawą (to nieodłączny element fiki – szwedzkiej przerwy na kawę). Do tego w menu powinny znaleźć się kanapki z krewetkami (toast skagen), rakami (räkmacka), serem lub wędliną – jak owoce morza, to z lokalnego połowu, sery – rzemieślnicze, często ekologiczne, wędliny – podobnie. A dalej w menu – do wyboru, do koloru i…. zapachu.
K.P.: Które z tych lokali cieszą się największą popularnością?
P.M.: Do najbardziej popularnych w sezonie 2015 lokali, których główną gwiazdą jest chleb (obowiązkowo na zakwasie i najlepiej pieczony w piecu opalanym drewnem), należy przede wszystkim Broms położony na Ostermalm (Karlavägen 76). Gdy odwiedzałem zeszłej zimy ten lokal, do wejścia musiałem się przecisnąć między zaparkowanym białym kabrioletem Rolls Royce’a a rzędem oblodzonych rowerów, by ustawić się w bardzo długiej kolejce!
Odkąd wspomniany już Sebastien Boudet odpowiada tam za wyroby piekarnicze, bez rezerwacji ani rusz, a wszystkie 60 miejsc wewnątrz i niemal tyle samo na świeżym powietrzu (zimą zaopatrzone w pledy) jest zawsze zajętych. Lokal otwarty jest siedem dni w tygodniu – i to już od 7 rano. Broms to nie tylko piekarnia, ale i bistro, delikatesy oraz, to ciekawostka i nowość, specjalny chambre séparée, w którym za słone pieniądze można cieszyć się do woli i w spokoju rozkoszami kuchni Bromsa. W menu znajdują się proste, klasyczne dania kuchni szwedzkiej oraz inspiracje azjatyckie. Do Bromsa przychodzi się jednak głównie po to, aby sprawdzić, czy bardziej chrupiącą skórkę ma levain, czy baguette Sebastiena, czy bardziej aromatyczny jest fruktbröd z bakaliami, czy valnotsbröd z orzechami, czy po prostu zaniemówić, kosztując croissanta według receptury Francuza, który rozpętał w Szwecji zakwasową rewolucję, wydał dwie książki o pieczeniu chleba i gotowaniu oraz zasiadał w jury popularnego programu telewizyjnego „Dessertmästarna”, w którym zmaga się dwunastu cukierników.
Niegdyś taką samą popularnością cieszyła się piekarnia Petite France (John Ericssonsgatan 6), także założona przez Sebastiena Boudeta i trzy lata z rzędu utrzymująca tytuł najlepszej cafe w Sztokholmie. Pieczone są tam z francuska brzmiące pain de seigle, pave, brioche, a w lokalu serwuje się także śniadania, lunche i brunche.
– Wchodząc do Paradiset, można odnieść wrażenie, że przekracza się próg raju: ekologicznych kramów i stoisk bez liku – piwo z minibrowaru Pang Pang, lody od StikkiNikki, burgery od Smakkultur, sery z Blaklint i… czekolada prosto z drzewa od Chocolate Tree – opowiada Piotr Madej.
K.P.: A jeżeli ktoś ceni ciszę, spokój, chce zjeść kanapkę, napić się kawy i trochę odseparować od miejskiego zgiełku?
P.M.: Jest taka niewielka piekarenka położona przy Riddargatan 15. Niegdyś prowadził ją Johan Sörberg (bardzo znany szwedzki piekarz, juror jednego z talent show) – i wówczas święciła triumfy, obecnie nieco odstaje od reszty, ale wciąż jest tu ciekawie. Sörberg i wspomniany wcześniej Boudet oprócz kunsztu w wypiekach mają więcej wspólnego, jako że ten pierwszy również wydał swoje receptury drukiem, a ostatnio – na fali popularności tematu – sędziował w innym telewizyjnym programie – „Hela Sverige Bakar”, w którym uczestniczyli w tym roku znani aktorzy, politycy, a nawet śpiewak operowy.
Barwnym miejscem jest Vete-Katten (Kungsgatan 55). W lokalu założonym przez Ester Nordhammar do roku 1961 pracowały wyłącznie kobiety! Codziennie od świtu odbywa się tam prawdziwy festiwal szwedzkich słodkich bułeczek, makaroników, zawijańców i pralin. Entuzjaści kanapek na wynos powinni udać się do Rosendals Trädgard (Rosendalsterrassen 12). Serwowane tutaj pieczywo wypiekane jest na bazie ekologicznej mąki w piecu zbudowanym z 16 ton cegieł.
K.P.: Ciekawym miejscem w Sztokholmie jest także Paradiset, ekomarket o powierzchni 1600 mkw. Nie zabrakło w nim również piekarni…
P.M.: Wchodząc do Paradiset, można odnieść wrażenie, że przekracza się próg raju: ekologicznych kramów i stoisk bez liku – piwo z minibrowaru Pang Pang, lody od StikkiNikki, burgery od Smakkultur, sery z Blaklint i… czekolada prosto z drzewa od Chocolate Tree. Ale centralnym punktem jest oczywiście piekarnia z Salta Kvarn prowadzona przez Manfreda Enokssona. Ich wypieki bazują na recepturze stosowanej przez młyn w Salta od 1964 r. – tak, jak chciała natura. Wierzcie mi – tak na pewno pachnie w raju!
1 Można się z nim zapoznać, na razie tylko w języku szwedzkim, na http://brodmanifest.se.
Karol Przybylak, Biokurier.pl