...

Szanowny Użytkowniku

25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Poniżej znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych w Portalu MistrzBranzy.pl

  1. Administratorem Danych jest „Grupa 69” s.c. z siedzibą w Katowicach, ul. Klimczoka 9, 40-857 Katowice
  2. W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Administratorem pod adresem e-mail: dane@mistrzbranzy.pl
  3. Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
  4. Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
  5. Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
  6. Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
  7. Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
  8. Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
  9. Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
  10. Administrator informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.

Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności.

dodano , Redakcja PS

Zbigniew Miazga na fali

Zbigniew Miazga – długoletni redaktor naczelny czasopisma „Piekarz Polski” i autor słynnego zbioru „Poczet piekarzy polskich” – to przede wszystkim uznany reportażysta, a także wielki miłośnik podróży morskich. W kwietniu br. ukazała się najnowsza i – zdaniem autora – najważniejsza jego książka, pt. „Portowe opowieści"

Fascynacja morzem, podróżowaniem i poznawaniem ludzi w połączeniu z bacznym okiem i literackim językiem zaowocowała zbiorem wciągających reportaży. „Portowe opowieści” opisują najciekawsze wątki z ośmiu dalekomorskich rejsów, w tym dwóch dookoła świata, które Zbigniew Miazga odbył na statkach Polskich Linii Oceanicznych oraz Polskiej Żeglugi Morskiej.

Lubelski reportażysta zabiera czytelników w wiele ciekawych zakątków świata, od wysp Papui-Nowej Gwinei, Tahiti, poprzez Nową Kaledonię, do Kanady, USA i na Seszele. Wciąga w spotkanie z ludźmi, ich zwyczajami, a prawdziwe historie przeplata gawędami ludzi morza. – Jest to moja piąta książka, nieskromnie powiem, że najlepsza. Jest w niej wszystko to, co miałem do przekazania czytelnikom, wynikające i z obserwacji, i z serca. Wiele wątków zaczerpnąłem z opowieści marynarzy. I choć uwielbiają oni łgać, w mojej książce i napad piratów, i pięciodniowy sztorm na morzu, i strzały, są prawdziwe – przyznaje Zbigniew Miazga w rozmowie z Natalią Kyc (poniżej).



8 kwietnia br. w Domu Kultury Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej odbył się wieczór autorski Zbigniewa Miazgi, na który licznie przybyli przyjaciele, koledzy i zaproszeni goście. Rozmowę z autorem poprowadziła Ewa Hadrian, a podczas spotkania można było posłuchać co ciekawszych fragmentów „Portowych opowieści”, czytanych przez aktorkę Annę Świetlicką z Teatru Osterwy w Lublinie. Dzięki szantom granym przez grupę „Za Burtą” ze sceny powiało prawdziwie morską przygodą.


– Gdy bywam pytany o to, co najlepszego przydarzyło mi się w życiu, odpowiadam: podróże morskie. Bo egzotyka miejsc, bo spotkania z ciekawymi ludźmi. Ale też niezapomniane chwile na statku, raz przy lodowatej fali, kiedy indziej w skwarze tropiku. A zawsze wśród życzliwych ludzi morza, wspaniałych gawędziarzy. A że tym, co najlepsze, trzeba się dzielić, stąd ta książka – mówi Zbigniew Miazga, lubelski reportażysta i były redaktor czasopisma „Piekarz Polski”

Rozmowa ze Zbigniewem Miazgą 


Natalia Kyc: „Portowe opowieści” to kolejna, i jak sam Pan mówi, najważniejsza w dotychczasowym dorobku Pana książka. Co sprawiło, że zakochał się Pan w morzu i w podróżach morskich, osiem razy wyruszył Pan w rejs, w tym dwa razy okrążył kulę ziemską?


Zbigniew Miazga: Urodziłem się we Frampolu, ukończyłem liceum ogólnokształcące w Lublinie, studiowałem pedagogikę i filologię polską na UMCS. Później pracowałem jako dziennikarz w „Sztandarze Ludu” i „Dzienniku Wschodnim”. Na statkach czułem się jak ryba w wodzie na statkach, może dlatego, że.... urodziłem się pod znakiem Ryb. Swoją fascynację podróżami morskimi wyniosłem z książek napisanych przez Stevensona, Verne`a, Londona, Conrada przeczytanych w dzieciństwie. Morzyłem o morzu, lecz osiadłem w Lublinie z którego kilkadziesiąt lat temu trudno było wyjechać w świat. Wówczas w Gdańsku powstał Klub Publicystów Morskich, który skupiał dziennikarzy zainteresowanych morzem. Dzięki przychylności kierownictwa Wyższej Szkoły Morskiej oraz Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni i Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie mieliśmy możliwość odbycia dalekomorskich rejsów. Ja wziąłem udział w ośmiu takich podróżach, w tym dwóch dookoła świata – przez Kanał Sueski i Panamski. Płynęliśmy tam, gdzie przygoda i niebezpieczeństwo, a "Portowe opowieści" pokazują to, co zobaczyłem i przeżyłem.

Lublin położony jest dość daleko od morza, a Pan twierdzi, że jest bardzo „morski”...
Już wyjaśniam. Przed wiekami przez teren dzisiejszej Lubelszczyzny od południa po Bałtyk prowadził Szlak Bursztynowy, a statki ze zbożem regularnie z Kazimierza Dolnego dopływały Wisłą do Gdańska. Warto też wiedzieć, że w Lublinie podczas sejmu w 1569 r., który wsławił się Unią Lubelską, powołano Ministerstwo Żeglugi. Zaś podczas II wojny światowej sformowano morski batalion. Są także lublinianie, którzy przysłużyli się Polsce morskiej, tak jak porucznik Marian Mokrski, który bez map przeprowadził okręt przez Bałtyk czy żeglarz i wychowawca młodzieży kpt ż.m. Ziemowit Barański. 

Książka opisuje podróże do różnych zakątków świata, w tym do egzotycznych wysp Papui-Nowej Gwinei, Tahiti czy Nowej Kaledonii, do Japonii, Brazylii i Peru. Zwiedził Pan także Kanadę i USA. Był Pan na Seszelach, Cykladach, Wyspach Kanaryjskich i na Filipinach. To ładny kawał świata i szmat czasu. Poznawał Pan ciekawych ludzi i ich zwyczaje. W każdym kraju starał się Pan odnaleźć „polski wątek”, czyli osoby o polskim pochodzeniu bądź rodziny emigrantów, opuszczających nasz kraj w poszukiwaniu chleba i wolności.
Jest to moja piąta książka, nieskromnie powiem, że najlepsza. Jest w niej wszystko to, co miałem do przekazania czytelnikom, wynikające i z obserwacji, i z serca. Wiele wątków zaczerpnąłem z opowieści marynarzy. I choć uwielbiają oni łgać, w mojej książce i napad piratów, i pięciodniowy sztorm na morzu, i strzały, są prawdziwe. Natomiast kontakty do polonusów miałem m.in. od dr Jana Sęka, który podróżował po Ameryce Południowej śladami Polonusów. Były one bardzo pomocne, gdyż pobyt w porcie był dla mnie zawsze za krótki. Najdłużej, bo aż tydzień staliśmy w Guayaquil w Ekwadorze, bowiem padał gęsty deszcz, a my mieliśmy do załadowania mączkę rybną, która gdy wilgotna grozi pożarem. A ogień na morzu, to aż strach mówić. Mogłem więc zejść na ląd, wsiąść do XIX-wiecznego jeszcze pociągu i odbyć podróż w Andy, do stolicy Quito. Tam biegnie równik, mogłem więc postawić lewą nogę na północnej półkuli, zaś prawą na południowej.



Pobyt w porcie trwa tylko kilka dni. Resztę czasu spędzał Pan na pełnym morzu wraz z załogą statku, pokonując niezliczone mile podróży. Czy "szczur lądowy" może zamienić się w prawdziwego „wilka morskiego”?
Dość szybko  kilkudziesięcioosobową załogą stawaliśmy się „marynarską rodziną”. Były więc moje ukochane rozmowy z marynarzami, a są oni wspaniałymi gawędziarzami. Interesowały mnie losy marynarskich rodzin, jak się im żyje w rozłące, bez kobiet, bez dzieci. Wymowna jest taka anegdotka. Po powrocie z rejsu jest z obu stron eksplozja uczuć. Po kolejnym dniu jest chłodniej i całkiem zimno. Kłócą się żona woła: kiedy wreszcie pojedziesz? I przychodzi wspaniały dzień, rodzina szczęśliwa, -- statek wypływa w rejs. Na morzu natomiast świętem była nie niedziela, lecz dzień, kiedy radiooficer łączył rozmowy telefoniczne z lądem, z najbliższymi. Dyskretnie opuszczałem radio-kabinę, ale później w rozradowanych oczach widziałem szczęście.

Był Pan w różnych zakątkach świata. Czy to pamiątki przywiezione z egzotycznych krajów, czy zdjęcia, czy może wspomnienia, są dla Pana najważniejsze?
Mam dużo takich pamiątek. Jest żółw z Indonezji, skóra krokodyla z Ekwadoru, rajski ptak z Filipin. Mam także dużo zdjęć, ale najbardziej sobie cenię przeżycia i wspomnienia. Kiedy zobaczę w telewizji słynną brazylijską plażę Copacabanę, mam satysfakcję, że tam byłem. Przypominają mi się rozmaite chwile z moich podróży: egzotyczne miejsca, spotkania z ciekawymi ludzi, czy niezapomniane chwile na statku, raz przy lodowatej fali, kiedy indziej w skwarze tropiku. To sobie cenię. A że tym, co najlepsze, trzeba się dzielić -- stąd ta książka.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę kolejnych ciekawych podróży.




Bieżące wydanie czasopisma

Czym wyróżnia się marcepan królewiecki? Czy rzemieślnicza piekarnia to najpewniejszy biznes? Dla kogo mleko A2? Jak powstają zefirki?

  • Wykup prenumeratę
  • Wspieraj twórczość

  • Zobacz więcej
    Bieżący numer

    Polecamy przeczytać

    Aktualny numer Mistrza Branży, zobacz online lub pobierz PDF >>

    Mistrz Branży

    Maszyny i urządzenia do produkcji