...

Szanowny Użytkowniku

25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Poniżej znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych w Portalu MistrzBranzy.pl

  1. Administratorem Danych jest „Grupa 69” s.c. z siedzibą w Katowicach, ul. Klimczoka 9, 40-857 Katowice
  2. W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Administratorem pod adresem e-mail: dane@mistrzbranzy.pl
  3. Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
  4. Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
  5. Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
  6. Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
  7. Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
  8. Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
  9. Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
  10. Administrator informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.

Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności.

dodano , Administrator

Skok na głęboką czekoladę - jak zostać chocolatierem

Od decyzji do otwarcia pracowni minęło zaledwie 5 miesięcy. Czekolatorium było jednak swego rodzaju eksperymentem, zrodzonym z potrzeby zmiany pracy i dawania ludziom odrobiny szczęścia. I choć nie było łatwo, pracownia Mateusza Kokota przetrwała. Między innymi dlatego, że czekolada doskonale współgra z jego osobowością.

Mateusz Kokot nigdy nie zajmo­wał się gastronomią profesjonal­nie. Co najwyżej na własny użytek i z ciekawości podjął próbę domowej pro­dukcji piwa. Ostatnie 11 lat pracował jako analityk mediów. Jak więc doszło do tego, że ręce z klawiatury przeniósł na akcesoria chocolatiera? Stało się to przypadkiem. Któregoś dnia podczas przerwy w pracy przeglądał social media i tak oto jego oczom ukazały się prace Amaury’ego Guichon.


– To był etap, kiedy dopiero się rozkręcał. Jednak już wtedy finezja, z jaką obchodził się z czekoladą, wprost mnie oczarowała – wspomina Mateusz. Nie na tyle jednak, by podjął decyzję o byciu chocolatierem. Czekolada prędko upomniała się również o niego. Znów przypadkiem i w momen­cie najmniej oczekiwanym. Gdy któregoś wieczora szukał czegoś dla zabicia czasu w telewizji, by obejrzeć z żoną, trafił na program Bake Off. – Była to edycja specjalna, dla profesjonalistów. Akurat ten odcinek w całości dotyczył czekolady! Konkretnie sztuki tworzenia pralin. Gdy zobaczyłem ręczne temperowanie czekolady, pracę z aerografem, malowanie pędzelkiem, wypełnianie ganache’em i zamykanie, by po jakimś czasie światło dzienne ujrzały idealnie wypolerowane pralinki, przepadłem – opowiada. Jak deklaruje, był to moment zwrotny w jego życiu. Moment podjęcia decyzji o wejściu w świat czekolady.

Jak zostać chocolatierem
Od tamtej pory Mateusz zaczął na poważ nie interesować się wszystkim, co dotyczy pracy z czekoladą. – Po ojcu odziedziczyłem pewną cechę, mianowicie: gromadzenie informacji. Zacząłem czytać, szperać, oglądać i szczerze powiedziawszy, nim otworzyłem pracownię, miałem już materiał na wydanie całkiem okazałej broszury o czekoladzie – śmieje się. – Wiedziałem, jakiego sprzętu potrzebuję, co kupić, gdzie kupić od kogoś kupić i w jakiej ilości. Moim jedynym ograniczeniem były finanse – dodaje.
Nie wystarczy jednak znać teorię i być szczęśliwym posiadaczem forem poliwęglanowych. Najważniejsze są umiejętności. Te Mateusz nabywał za sprawą kursów. Na początek wykupił pakiet szkoleń Lany Orlovej Bauer, otrzymując podstawy rzemiosła. Obejrzał też niezliczoną ilość filmików na Instagramie. – Skupiłem się na tych pro filach, które faktycznie dają podpowiedzi, konkretne porady. Po jakimś czasie okazało się bowiem, że niektóre z tych, które obserwowałem, są tylko po to, by zbierać lajki, a nie uczyć. Jeśli chodzi o przekaz wiedzy, bardzo polecam i od wielu miesięcy obserwuję profil szewdzkiego mistrza czekolady, Kalle Jungstedta – rekomenduje.
Mateusz przede wszystkim zamówił swoje pierwsze foremki oraz trochę dobrej jakości czekolady do eksperymentów i prób we własnej kuchni. Zaczął etap nauki na własnych błędach, nie mając wyrobionego fachu w ręce ani granitowego blatu do temperowania czekolady. Od decyzji do realizacji

 

Po wcześniejszych piwowarskich doświadczeniach Mateusz miał pewną wiedzę na temat sensoryki. Miał również termometr gastronomiczny. I sporo chęci. Nie zraził go brak temperówki ani kamiennego blatu. Roztapiał czekoladę w kąpieli wodnej i temperował metodą zasiewu. Pierwsze próby były tak udane, że od razu połknął bakcyla. – Skoro już posiadłem podstawową umiejętność, trzeba było nauczyć się wylewania pralin i ich ozdabiania – mówi. Na początek wykonał dwa smaki pralin. A że był akurat okres świąt Bożego Narodzenia, miał okazję rozdać swoje pierwsze owoce pracy znajomym i rodzinie. I w ten sposób móc się ostatecznie przekonać, czy idzie we właściwym kierunku.
– Okazało się, że smakują, bo nawet na Sylwestra ktoś wzniósł toast za moją pralinową karierę. To przypieczętowało rzucenie etatu i całkowite oddanie się czekoladzie – dodaje. Toast okazał się spełniony. Od decyzji do realizacji przeszedł w zaledwie 5 miesięcy. – Szybko? Za szybko – śmieje się Mateusz. – I teraz to zbiera swoje żniwo… Wiem, że trochę się pospieszyłem, podjąłem nietra­fione decyzje. Nie dotyczyły one tyle czeko­lady, co prowadzenia biznesu. Mam jednak to szczęście, że dostałem możliwość spo­kojnego naprawienia swoich błędów – pod­kreśla właściciel Czekolatorium.

 

Za drzwiami Czekolatorium
Od samego początku wiedział, że najważ­niejsze w produkcji czekoladowych słodko­ści są odpowiednie warunki, jak choćby za­chowanie właściwej temperatury. O takiej nie było mowy w domu. Dlatego pierwszą dobrą decyzją było wynajęcie lokalu. Wią­zało się to także z decyzją o tym, by obsłu­giwać klientów stacjonarnie. – Lokal jest malutki, bo ma zaledwie 20 m. Podzielony jest na część produkcyjną i sprzedażową. W części produkcyjnej mieszczę się tylko ja – wyjaśnia. Mateusz miał zapał nowicjusza. A jeśli chodzi o sprzęty i akcesoria? – Na pewno miałem za mało pieniędzy i już nie mówię o tym, że nie starczyło na tempe­rówkę do czekolady – śmieje się. – Naj­bardziej zautomatyzowaną rzeczą w mojej pracowni był wtedy podgrzewacz do cze­kolady, który posiadał sondę elektroniczną.

Oprócz tego na start kupił profesjonalne formy do pralin, a także niezliczoną ilość skrobek i szpatułek. W pracowni posta­wił też zwykłą lodówkę z elektromarketu, a także lodówkę na wino do przechowy­wania gotowych czekolad. W pracy arty­stycznej wspomagał go kompresor z ae­rografem. – Zaczynałem od maluszka dla modelarzy. Niedawno przyjechał do mnie sprzęt na 50 litrów. Mógłbym spokojnie warsztat lakierniczy otworzyć – śmieje się. W pracowni oczywiście była także czekolada! Na początku właściciel Czekolatorium praco­wał na różnych jej gatunkach. Od wiosny tego roku jest to tylko Luker Chocolate. – Słyszałem już wcześniej o tej czekoladzie, miała bardzo dobrą cenę w stosunku do wysokiej jakości. Ujęła mnie ze względu na etykę pozyskiwania kakao. Przekonało mnie do niej też to, że jeden z moich ulubionych chocolatierów, czyli Jack Ralph z Art Chocolate, także przerzucił się na używanie wyłącznie Luker Chocolate. Marka ma bogate portfolio, ale przede wszystkim cenię sobie, że Bogusia Wrońska (przedstawi­cielka Luker Chocolate w Polsce) ma osobisty kontakt ze mną jako klientem.



Reklama nie wystarczy
By pracownia i sklep ruszyły, brakowało tyl­ko jeszcze jednego – reklamy! Mateusz za­inwestował w posty na Facebooku, a także tradycyjną reklamę w lokalnych mediach w Gostyniu, gdzie mieści się Czekolatorium. Nie miał wygórowanych oczekiwań co do szybkiego sukcesu firmy i natychmiastowe­go zarobku. Miał świadomość, że tego typu biznes rośnie powoli. – Wystarczyło, że nie musiałem dokładać do interesu. To się uda­wało od niemal pierwszego miesiąca, odkąd otworzyłem firmę. I chyba właściwie dzięki takiej klasycznej poczcie pantoflowej – mówi. Jednak po pierwszej wysokiej fali zainte­resowania z czasem zaczęło pojawiać się coraz mniej klientów. Przepalał kolejne bu-dżety na reklamach i wtedy zdarzył się kolejny szczęśliwy przypadek na ścieżce jego kariery. – Jeden z moich znajomych poszukiwał propozycji prezentów dla na­uczycieli na zakończenie roku szkolnego. I gdyby nie to, pewnie dziś byśmy już nie rozmawiali o mojej pracowni. W pewnym momencie przestało się to spinać – dodaje gorzko. – Dałem sobie deadline, ostatnią szansę na reanimację i to było właśnie to. Dzięki dużemu zamówieniu mógł nie tylko utrzymać firmę, ale przede wszystkim zy­skał pomoc długoterminową. W ten spo­sób pozyskał wspólników, z którymi aktu­alnie transformuje Czekolatorium w sklep internetowy i inwestuje w rozwój pracowni.
– Chciałem być taką Zosią Samosią. Przez półtora roku dostałem więc twardą szkołę życia. Owszem, dzięki temu wiele się też nauczyłem. Ale na dłuższą metę bym nie pociągnął. To trudny, niszowy i sezonowy biznes, który rozwija się długo. Dlatego warto mieć wspólników. Zwłaszcza takich serdecznych, którzy faktycznie wierzą w to, co robisz. Na szczęście ja takich mam, Ma­tiego i i Mira – konkluduje.



Pianki w czekoladzie i szczypta szczęścia
Czekolatorium to przede wszystkim praliny i tabliczki czekolady. Na początku Mateusz oferował 10 smaków pralin i 5 smaków ta­bliczek. Były to klasyczne połączenia z uży­ciem liofilizowanych owoców i orzechów. Dziś to portfolio mocno się rozwinęło i na­dal rozwija. Oprócz 14 rodzajów pralin są w nim też produkty specjalistyczne dla osób z nietolerancją laktozy (Luker Chocolate na mleku owsianym) i bez rafinowanego cukru, słodzone stewią lub erytrytolem. Pracownia Mateusza Kokota to jednak nie tylko czekolada! To także pate de fruit, czyli opakowania z miksem ręcznie robionych galaretek. Są też draże, owoce w czekola­dzie, a nawet oblewane nią marshmallow.

– Na pewno wprowadzenie pianek i gala­retek było dobrym pomysłem, bo to nieco tańsze produkty, a w ludziach jest takie myślenie, że bardziej najem się całym opa­kowaniem pianek niż trzema pralinkami. To także produkty, które dobrze sprzedają się poza jesienią i zimą, przez co można nad­robić sprzedaż, która jest w tym przypadku mocno sezonowa – tłumaczy. Mateusz wciąż traktuje swój biznes jako pew­nego rodzaju eksperyment, odskocznię od poprzedniej pracy. Pasję, która współgra z tym, jakim jest człowiekiem. – W pracy z czekoladą podoba mi się to, że praktycz­nie nie ma odpadów. To, co spłynie na blat, można znowu przetopić, choćby na ganache. Poza tym czekolada pasuje do mojej osobo-wości. Wymaga skupienia, przeliczania, mamy tu powtarzalne zadania, wszystko wypisane w punktach. Sprawia mi to radość, a co waż­niejsze, efekty tej pracy dają radość klientom. To mnie uskrzydla. Nasze motto brzmi: „Lubi­my robić ludziom dobre rzeczy, więc robimy praliny i tabliczki”. I tego się będę trzymał.

Rozmawiała Natalia Aurora Ignacek

Bieżące wydanie czasopisma

Poznaj nowe trendy, takie jak kakao ceremonialne, zainspiruj się recepturami finalistów Mistrzostw Polski na Pralinę, dowiedz się jak tworzyć praliny.

  • Wykup prenumeratę
  • Wspieraj twórczość

  • Zobacz więcej
    Bieżący numer

    Polecamy przeczytać

    Aktualny numer Mistrza Branży, zobacz online lub pobierz PDF >>

    Mistrz Branży

    Maszyny i urządzenia do produkcji