W latach 80. przejął po ojcu wielopokoleniową, rzemieślniczą piekarnię „Cygan” w Łodzi. W 1992 r. wygrał nagrodę w konkursie na „Najciekawszy wyrób spożywczy roku” Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Ż., a w 2016 r., nie zwalniając tempa, zrealizował swoje największe artystyczne dzieło – mierzącego 210 cm londyńskiego Big Bena.
Podobne artykuły
Piekarz z misją, cukiernik z sercemCo stoi za sukcesem Piekarni-Cukierni Gałuszka?Polska gospodarzem I Światowego Kongresu Piekarzy i Cukierników!Sukcesy są jedną stroną medalu. O tym, w jak trudnych czasach przyszło mu prowadzić piekarnię i jak ważne jest doświadczenie marketingowe, bez którego łatwo wypaść z gry, opowiada Jan Cygan, łódzki piekarz i aranżer stołu.
Kamila Załęgowska: Często można spotkać Pana na prestiżowych wystawach, targach i sympozjach. Jest Pan doceniany w środowisku piekarzy. Długo trwała ta droga do sukcesu?
Jan Cygan: Piekarskie rzemiosło towarzyszy mi od lat 70. Wraz z moim ojcem Bronisławem przez ponad 20 lat prowadziłem starą rodzinną piekarnię mieszczącą się w Łodzi przy ulicy Zielonej 30. Na początku lat 90. opracowałem 20 typów chleba wegetariańskiego, który wygrał konkurs ministra rolnictwa na „Najciekawszy wyrób spożywczy roku”. Jego spożywanie wyrównuje niedobór białka, mikroelementów i soli mineralnych w organizmie. W 1994 roku ponownie otrzymałem tę samą nagrodę, tym razem za Chleb Myśliwski na bazie mąki z amarantusa i Korneliki Cygana.
Rynek spożywczy w końcówce XX wieku był gotowy na taką rewolucję?
W latach 90. produkty dostępne w piekarni ograniczały się do dużej bułki, chałki, Chleba Tyskiego i Sandomierskiego. Towarzyszył im ewentualnie graham. Chcąc wprowadzić na rynek bardziej urozmaicony produkt, przygotowałem projekt 20 typów chleba wegetariańskiego, które przeszły pełen zakres badań chemicznych i bakteriologicznych. Wtedy, coraz bardziej zafascynowany swoją pracą, zacząłem się zastanawiać, jak mieszać produkty wysokobiałkowe, takie jak orzechy czy awokado, aby podczas procesu wypiekania chleba w wysokiej temperaturze nie traciły swoich właściwości. Niewiele osób zdaje sobie sprawę np. z tego, że w składzie pieczywa amarantus nie powinien przewyższać progu 7%. Zawiera on bowiem enzym – lizynę – który podawany w sposób pozaustrojowy, w nadmiarze może powodować problemy żołądkowe.
Po pierwszych wyróżnieniach kontynuował Pan tak modną aktualnie ideę zdrowego odżywiania?
Później powstał pomysł zdrowej kanapki dla ucznia. Instytut-Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi przygotował dla mnie opracowanie wartości odżywczych, odpowiednich dla posiłku ucznia spędzającego dzień w szkole.
Udało się przekonać młodzież do kanapek? Czy jednak wolała pozostać przy nieśmiertelnych drożdżówkach?
Nawet nie tak bardzo przy drożdżówkach, jak przy chipsach, chociaż dzieci po pokazach i degustacjach w szkołach coraz bardziej lubiły nową wersję drugiego śniadania. Muszę niestety przyznać, że zupełnie inaczej wyglądałaby realizacja tego pomysłu w dzisiaj. Lata 90. nadal były czasami nieustającej korupcji, biznesowe cele osiągano wtedy dzięki tzw. znajomościom. Uświadomiłem sobie wówczas, że dorosłym wcale nie zależało na „dobru dziecka”. Zabrakło mi nieco szczęścia. I znajomości wśród dyrektorów łódzkich szkół (uśmiech).
Kiedy zaczął Pan tworzyć dekoracje z pieczywa?
W latach 90. współpraca z restauracjami braci Zielińskich w Łodzi otworzyła mi drzwi na zupełnie nowe zamówienia: dekoracje na weselne stoły, bankiety i przyjęcia. Praca była coraz większą pasją, a grono moich klientów rozszerzyło się o warszawskie hotele, takie jak Marriott, Sheraton, oraz LOT catering. Pomysły rodziły się jeden za drugim. Powstała chociażby wieża Eiffla dla francuskich gości jednej z łódzkich restauracji oraz łodzie wikingów dla konsula Norwegii. Każda z budowli to ciężka i żmudna praca. Cały czas uczę się czegoś nowego. Muszę pamiętać, że wszelkie dodatki zmieniają właściwości fizykochemiczne ciasta. Eksponując wyroby, bardzo dbam również o samo pomieszczenie. Zawsze dociekam, jakie światło pada w danym miejscu, czy stół z pieczywem będzie stał pod ścianą, a może będzie to stół obchodzony.
Pewnego razu, na zakończenie sezonu jeździeckiego w stadninach, kiedy to odbywają się popularne hubertusy, przygotowywałem dekoracje na jedną z takich imprez. Wystawa miała miejsce w starej stajni, były to m.in. ogromne wiatraki z pieczywa. W pewnym momencie dopadła nas awaria prądu, wobec tego przy każdej z rzeźb porozstawiałem świece. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jaką grę kolorów może prowadzić ciepłe światło świec z pieczywem. Niezapomniany efekt.
Jak Pana piekarnia poradziła sobie z wkroczeniem w XXI wiek?
Rozpoczęła się era supermarketów. Okazało się, że nawet Chińczycy są mądrzejsi od nas, nie udzielają hipermarketom zgody na produkcję pieczywa, a jedynie na jego sprzedaż. W Polsce niestety zaczęły powstawać supermarkety, które na miejscu wypiekały chleb, niszcząc branżę rzemieślniczą. W 2003 r. podjąłem decyzję o likwidacji piekarni na ul. Zielonej w Łodzi. To był trudny moment. Całe szczęście, na mojej drodze stanęła pani Elżbieta Olszyńska, prowadząca piekarnię w Koluszkach. Prócz tradycyjnego piekarstwa nadal realizowałem swoją pasję tworzenia wyrobów dekoracyjnych z ciasta. Tak przepracowałem ponad 10 lat. Obecnie przebywam już na emeryturze, ale dzięki uprzejmości pani Elżbiety przyjeżdżam do zakładu kilka razy w tygodniu, aby wciąż eksperymentować i realizować swoje pomysły.
Skąd pomysł na Big Bena?
Uwielbiam perełki architektury. Któregoś razu, zwiedzając Londyn wraz z żoną, patrząc z bliska na monumentalnego Big Bena, pomyślałem: „A jakby to zrobić z ciasta?”. Skończyłem za młodu zasadniczą szkołę metalowo-odlewniczą, dzięki czemu mam pojęcie o kowalstwie i odlewnictwie. Metodą prób i błędów w lutym 2016 r. zrealizowałem swoje marzenie. Budowla mierzyła 210 cm. To najwyższa dekoracja zbudowana z ciasta konsumpcyjnego, bez zastosowania wzmocnień z materiału niespożywczego.
Przekazuje Pan zgromadzoną przez lata wiedzę nowemu pokoleniu?
W dzisiejszych czasach młodzież uczy się fachu w szkołach zawodowych, ale często brakuje im pasji. To nie wykształcenie, a zainteresowanie i chęć szkolenia się zrobią z młodego człowieka fachowca. Pamiętam, jak w 1996 r. przyszedł do mnie do pracy pan inżynier Zając, który po studiach nie mógł znaleźć pracy. Przyjąłem go, jednocześnie ostrzegając: „Zapomnij o tym, że jesteś inżynierem. Zaczynamy od zera, tak jak ja zaczynałem od zamiatania podłogi w piekarni mojego ojca”. Razem z nim opracowałem 2 rodzaje chleba: cytrusowy i warzywny. Udało nam się utrwalić witaminy i składniki odżywcze, na których najbardziej mi zależało. Z chęcią będę dalej przekazywał swoją wiedzę pasjonatom wyrobów piekarniczych.
Jakie jest marzenie autora największego dzieła na miarę rekordu Guinnessa?
Czasami marzę, żeby w dniu swoich urodzin królowa Elżbieta zobaczyła mojego Big Bena, jako taki dar od Polaków (śmiech).
Rozmawiała: Kamila Załęgowska