91% Polaków regularnie kupuje słodycze, ponad połowa decyduje się na wyrób czekoladowy – to imponujące dane. Gdy zestawi się je z faktem, że rynek opanowali niemal w całości wielcy międzynarodowi gracze, decyzja o produkowaniu czekolady może być uznana za szaleństwo. Może, ale nie musi.
Warunkiem jest pasja i pomysł na to, jak konkurować z naszpikowanymi sztucznymi dodatkami tabliczkami, które zalały sklepy. Udało się to Annie Antczak, która etat w międzynarodowej korporacji zamieniła na własną manufakturę czekolady. Podobnych inicjatyw w Polsce działa kilka.
– Zawsze lubiłam czekoladę. Zwłaszcza taką prawdziwą, gorzką. Na początku pasjonowało mnie tylko jedzenie, ale w końcu zaczęłam też próbować ją wytwarzać samodzielnie w kuchni. Za sprawą znajomych dowiedziałam się, że jest wiele osób, które są zainteresowane takim produktem. Pojawiły się pierwsze myśli o biznesie, nawiązałam współpracę z jedną z kooperatyw spożywczych – wspomina swoje początki Anna Antczak. – Wyzwanie było ogromne. Nie mając przygotowania cukierniczego, trzeba było opracować receptury (ogromną pomocą okazała się kultowa pozycja wydawnicza: The Science Of Chocolate), a także przygotować lokal spełniający wszystkie normy sanitarne. Przeciwności było sporo.
Mały gracz na rynku gigantów
Wkrótce okazało się, że znalezienie maszyn dla tak małej produkcji graniczy z cudem. – Musiałam ściągać je z USA. Podobne problemy miałam w przypadku surowca. Plantatorzy i dostawcy kakao operują raczej tonami, ja tymczasem poszukiwałam na początku ok. 100-kilogramowych partii. Udało się przezwyciężyć te trudności i tak powstało CZECO – mówi Anna Antczak.
Początkowo sprzedaż opierała się na relacjach bezpośrednich. Manufaktura kontynuowała współpracę z jedną z warszawskich kooperatyw spożywczych (grupa osób dokonujących wspólnych dużych zamówień, bardzo często u lokalnych producentów), pojawiły się też pierwsze ekosklepy i restauracje zainteresowane wysokiej jakości czekoladą.
– Myślałam, że moim sztandarowym produktem będą czekolady pitne, ale w Polsce nie cieszą się one aż tak dużym zainteresowaniem jak tradycyjne tabliczki – relacjonuje Anna Antczak.
Dobra czekolada, czyli…
Czym różni się produkt wytwarzany w manufakturze, takiej jak CZECO, od towarów produkowanych na skalę masową? – Najważniejszy jest surowiec. My, nawet gdy nie mieliśmy jeszcze certyfikatu ekologicznego, od razu postawiliśmy na składniki pochodzące z certyfikowanych upraw. To może mało odkrywcze, ale trzeba o tym pamiętać, dobre kakao to podstawa czekolady. Według mnie wystarczy nie zagłuszać jego smaku i aromatu zbyt dużą liczbą dodatków – przekonuje Pani Ania.
W CZECO tabliczki są wytwarzane „na bieżąco” w stosunkowo niewielkich ilościach. Większość prac wykonuje się ręcznie lub z wykorzystaniem rzemieślniczych maszyn. Produkcja jednej czekolady trwa 3 dni. Ręcznie odbywa się także pakowanie. Jeżeli chodzi o design, Anna Antczak również postawiła na prostotę i ekologię. Inspiracją dla skromnych, ale estetycznych i odsłaniających smakowite wnętrze tabliczek opakowań stały się wyroby jednej z włoskich lokalnych marek.
Podobnie jak w opakowaniach, tak i w czekoladzie panuje pewien rodzaj minimalizmu, a raczej prosty skład surowców czekolady, bo to właśnie on gwarantuje powtarzalną i wysoką jakość receptur. 70% masy stanowi czekolada, a resztę cukier (lub ksylitol) i czasem bardzo oryginalne dodatki. Jakie? W ofercie znajdziemy czekoladę z różową solą himalajską, lawendą i solą, z rozmarynem i solą, z cynamonem i gałką muszkatołową. Być może wkrótce pojawią się też czekolady z liofilizowanymi owocami (czerwona porzeczka, czarny bez, aronia) lub z kandyzowaną żurawiną i kardamonem. – O takie dodatki bardzo często pytają konsumenci – tłumaczy właścicielka warszawskiej manufaktury.
Od niedawna zakład posiada certyfikat ekologiczny. Powstające tu czekolady są także bezglutenowe (na terenie zakładu nie są wykorzystywane produkty zawierające ten składnik, co potwierdzają badania) i wegańskie. W produkcji nie wykorzystuje się dodatków takich jak: lecytyna sojowa, syrop glukozowo-fruktozowy czy różnego rodzaju stabilizatory.
Taki produkt jest oczywiście droższy (choć nie aż tak bardzo, cena tabliczki porównywalna jest z gorzkimi czekoladami oferowanymi przez międzynarodowe marki), ale mimo to wciąż przybywa klientów, którzy są gotowi zapłacić więcej za wysoką jakość.
Czekolada i warsztaty z czekolady dla świadomego odbiorcy
– Mam to szczęście, że spotykam coraz bardziej świadomych odbiorców. Wystawiamy się na przykład podczas jarmarku organizowanego przez państwa Kręglickich w warszawskiej Fortecy. Tam pojawiają się klienci świadomi tego, na czym polega masowa produkcja żywności, wielu rzeczy nie trzeba im już tłumaczyć. Coraz więcej ludzi interesuje się tym, jak powstaje i co zawiera żywność, ale trzeba twardo stąpać po ziemi i pamiętać, że wciąż jest to grupa statystycznie niewielka – podsumowuje polska chocolatier.
O czekolady pyta coraz więcej sklepów oferujących ekoprodukty. Ich zaufanie zdobywa się jednak bardzo powoli. Dużą rolę odgrywa bezpośrednie spotkanie (np. podczas targów, na których CZECO zaczyna się pojawiać). Właściciele takich punktów bardzo często rekomendują sobie sprawdzone produkty i producentów „pocztą pantoflową”. – Marketing szeptany, bezpośrednie polecenie mają w tej branży bardzo duże znaczenie. Dlatego trzeba rozwijać się w sposób zrównoważony. Nic nie przyjdzie od razu – mówi Anna Antczak. W planach ma również uruchomienie własnego e-sklepu z ofertą wzbogaconą m.in. o kosze prezentowe.
Oprócz sprzedaży gotowych tabliczek CZECO proponuje również udział w warsztatach, podczas których konsumenci mogą nauczyć się samodzielnie wytwarzać czekoladę, poznają przebieg całego procesu: od masy kakaowej po gotową, zapakowaną tabliczkę.
Coś się zmienia?
Niskoskalowa produkcja nie musi dotyczyć tylko produktów tradycyjnych, takich jak wędliny, pieczywo czy sery. Na wysoką jakość i prozdrowotne właściwości można postawić także, wytwarzając produkty niekojarzone z polskim dziedzictwem kulinarnym, a nawet… słodycze. W końcu skoro sięga po nie 9 na 10 Polaków, warto zadbać o to, by wybierali produkty niebanalne i przygotowane „z sercem”. Ta nisza powoli się zapełnia, ale wciąż jest wiele miejsca.
Przekąski i słodycze to jedne z dynamiczniej rozwijających się segmentów także na szybko rosnącym rynku żywności ekologicznej i naturalnej. Z każdym miesiącem pojawiają się nowe małe firmy specjalizujące się w produkcji lub imporcie tego typu produktów. Niewykluczone, że dobrze przygotowane poszerzenie oferty piekarni czy cukierni o takie towary może otworzyć zupełnie nowy rozdział w jej działalności…
Karol Przybylak, Biokurier.pl