Przeskoczyła Wielką Brytanię, przeskoczyła Włochy i zaskoczona, ale szczęśliwa przyjęła brązowy medal na podium Cake Designers World Championship 2017. Wysokie miejsce wypracowała wyjątkowo subtelnie – tortem, który nie krzyczy kolorami, nie zaskakuje kształtami. Za to uwodzi delikatnością i porusza.
Podobne artykuły
Ciastka lukrowane na miaręAkademiaTortu.pl – tutaj "zarwiesz noce na tutoriale"Wyższy level cukiernictwaPo raz drugi w tym roku Jowita Woszczyńska, dekoratorka z Cukierni Sowa, zaczarowała jurorów swoimi wróżkami. Jak dla nas, może czarować dalej!
Anna Kania: Nasze gratulacje! Jakie to uczucie być w światowej czołówce dekoratorów tortów i zdetronizować nawet Włochów?
Jowita Woszczyńska: Byłam zaskoczona. Nie sądziłam, że ktoś aż tak doceni moją pracę, że aż tak się spodoba. Kiedy zobaczyłam tort Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wykonany precyzyjnie i czysto, wiedziałam, że będzie na podium.
My stawialiśmy na Ciebie, kiedy zobaczyliśmy Twoją pracę. Chyba najwyższa pora powiedzieć, że polskie dekoratorstwo nie tylko dogoniło europejską czołówkę, ale ją przeskoczyło. Zgadzasz się?
Myślę, że tak! Mam krótkie doświadczenie, w zawodzie pracuję dopiero od 3 lat, ale po tym, co widziałam na Mistrzostwach Polski w Dekorowaniu Tortów Expo Sweet 2017
i w Mediolanie, uważam, że nie mamy się czego wstydzić. W Polsce jest wielu utalentowanych dekoratorów, a ja miałam zaszczyt reprezentować nasz kraj na międzynarodowym konkursie.
Jowita Woszczyńska – kiedy odbierała dyplom magistra filozofii w 2002 r., nawet nie przypuszczała, że zostanie profesjonalną dekoratorką tortów. I że czeka ją praca w dziale dekoratorni renomowanej Cukierni Sowa w Bydgoszczy, pod okiem takich mistrzów jak Paweł Małecki i Marcin Ignaszak. Tutaj rozwinęła swoje zdolności, zaczynając od tortów dla dzieci, szybko okazało się, że najlepiej odnajduje się w modelowaniu figurek. Po raz pierwszy o jej istnieniu i zdolnościach do modelowania delikatnych wróżek i elfów Polska dowiedziała się |
I jako pierwsza przetarłaś naszym dekoratorom szlak na Cake Designers World Championship. Jaką miałabyś radę dla osób, które w przyszłości wezmą udział w konkursie w Mediolanie?
Żeby nabrali siły! To były dla mnie dwa bardzo męczące i emocjonujące dni, choć startowałam tylko jednego dnia. Musieliśmy wstawać o 4 rano, a o 5.30 wyjeżdżaliśmy z hotelu, by dotrzeć na targi. Naprawdę trzeba mieć siłę i panować nad stresem.
Jak radziłaś sobie ze stresem?
Miałam świetną ekipę kibiców na trybunach, z Pawłem Małeckim na czele! Polacy zrobili niezłe show, takiego dopingu nie mieli nawet Włosi (śmiech). Prowadzący konkurs byli pozytywnie zaskoczeni,, a ja czułam, że nie jestem sama. Pewnie wszystko przebiegałoby dla mnie nerwowo, gdyby nie obecność mojej trenerki Ani Grochalskiej, która była również jurorem w konkursie.
Przejdźmy do zmagań konkursowych. Na początku pojawił się Twój tort pokazowy, a na nim intrygująca historia. Co chciałaś pokazać i jak nawiązałaś do tematu: „Odkrywanie świata kawy i czekolady”?
Moją główną inspiracją były kwiaty kakaowcai kawy, a sama dekoracja przenosiła w świat fantasy. Pokazałam dwa oddzielne światy kwiatowych wróżek, które żyją obok siebie, nie wiedząc o swoim istnieniu.
W pewnym momencie te światy spotkały się, a ich elementem łączącym była miłość, co widać w figurkach na najwyższym piętrze tortu. To pokazuje, jak łączą się smaki kawy i czekolady w moim cieście.
Na jakich surowcach pracowałaś, jakie techniki stosowałaś i czy na potrzeby mistrzostw wymyśliłaś własne patenty dekoratorskie?
Zawsze pracuję na paście do modelowania Laped, którą mieszam z masą Saraccino – tak by uzyskać odpowiednie proporcje i by masa dobrze się zachowywała. Używałam dużo czekolady plastycznej, z której powstało większość strojów dla figurek. Sama przygotowywałam silikonowe odlewy do odwzorowania faktury imitującej tkaniny. Musiałam rozgryźć też temat kwiatów. Kakaowiec ma bardzo delikatne i złożone pąki, które wymagają czasochłonnej i precyzyjnej pracy. W kwiatach kawy są z kolei malutkie pręciki, które musiałam sama przygotować, bo nie można ich było zamówić. Na torcie – zgodnie
z regulaminem – trzeba było zamieścić ziarenka kawy. Nie chciałam się ograniczyć do zwyczajnego ich przyklejenia, dlatego wpadłam na pomysł, żeby ziarna zmieszać z białkiem i przesmarować czekoladę plastyczną, która pokrywała torty. Kiedy białko przeschło, czekoladę lekko naciągnęłam i uzyskałam fajny efekt spękania.
W oczy najbardziej rzucały się jednak figurki. Podobnie jak w Warszawie dałaś się poznać jako mistrzyni wróżek czy elfów.
Postawiłam na figurki, bo przede wszystkim tym się zajmuję i to lubię najbardziej. Bardzo lubię styl fantasy, podobnie jak klimaty celtyckie. Tym razem moje wróżki ubrałam w stroje inspirowane filmem „Gra o tron”, które zrobiły nam mnie ogromne wrażenie.
Kwiatowe wróżki połączyłaś fantastycznie. A jak poszło ze smakami?
Mój tort był delikatny i w porównaniu z innymi pracami dość prosty w smaku. Miałam dwumilimetrowe, delikatne biszkopty kawowo-czekoladowe, wariegato orzechowo-kawowe, mus czekoladowy na bazie 73-proc. czekolady, żółtek
i śmietany aromatyzowanej infuzją kawową, bez cukru. Całość dopełniał mus owocowy z malin
i jeżyn z dodatkiem róży. Trochę stresu miałam, bo na co dzień nie piekę ciast, ale na szczęście wszystko się udało.
Na miejscu musiałaś też przygotować dekoracje na tort. Czy w tym zadaniu czułaś się komfortowo?
Tu dopiero był stres (śmiech)! Największym wyzwaniem było modelowanie figurek pod presją czasu. Jeszcze gorzej było z malowaniem. Ręce trzęsły mi się tak, że ciężko było pracować, ale robiłam, co mogłam.
Jak mówiła nam Anna Grochalska, jurorzy byli pod dużym wrażeniem Twoich figurek. Z jakimi reakcjami i słowami spotkałaś się osobiście podczas konkursu?
To było niesamowite, u niektórych jurorek widziałam łzy wzruszenia. Jeszcze milej mi się zrobiło, gdy podeszła do mnie Kristina Rado, przewodnicząca jury, i powiedziała, że moje torty jako jedyne wzbudzają w niej emocje, że jak je widzi, to dostaje gęsiej skórki. Zawsze zależało mi, żeby moje prace wzbudzały uczucia, i chyba się udało.
Za sukcesem jednej osoby stoi czasem sztab ludzi. Kto zaangażował się w Twoje przygotowania do konkursu, począwszy od projektu tortu, a kończąc na jego smaku?
Projekt dekoracji był mój, ale dział dekoratorni Cukierni Sowa, w której pracuję, bardzo mi pomagał, podsuwając pomysły. Nie brakowało motywów z plantacją kawy, kakao i worków z ziarnami (śmiech). Chętnie słuchałam i jak coś mi się spodobało, to wykorzystałam. O projekcie dużo rozmawiałam z moją trenerką. Ponieważ dzieli nas spora odległość, cały czas byłyśmy w kontakcie mailowym i konsultowałam z nią postępy pracy. Ania ze swoją znajomością włoskiego była nieoceniona w wyjaśnianiu z organizatorami konkursu wszelkich pytań dotyczących regulaminu, a to też miało duży wpływ na przygotowania.
Natomiast na miejscu dekoracje konsultowałam z Pawłem Małeckim. Kierownik dekoratorni Cukierni Sowa to dla mnie kopalnia pomysłów, człowiek o ogromnym doświadczeniu konkursowym; podobnie jak Marcin Ignaszak, mój brygadzista, który miał swój duży wkład w torciki degustacyjne. Wspólnie z Pawłem i Marcinem mieliśmy burzę mózgów, żeby znaleźć smak, który nawiązywałby do tematu konkursu, odzwierciedlał koncepcję dekoracji i ładnie się z nią komponował. Moje dekoracje miały stonowane barwy, ograniczyłam się do kilku kolorów: brązu, bieli, fioletu, stłumionego różu. Podobnego efektu szukałam w cieście – dlatego zdecydowaliśmy się na użycie malin i jeżyn, żeby róż był uzupełniony kolorem fioletowym.
Wsparcie ze strony firmy miałam cały czas. Cukiernia zadbała o sponsorów, a także o sprawy organizacyjne, jak przygotowanie folderu na konkurs czy podstawy pod torty. Dlatego przez dwa miesiące mogłam skupić się wyłącznie na najważniejszym – na przygotowaniach.
To jest już Twój drugi sukces w tym roku, a dopiero zaczęłaś startować w konkursach. Czy równie przebojowo potoczyła się Twoja kariera w cukierni i np. zostałaś dekoratorką do zadań specjalnych?
To chyba za dużo powiedziane. Trafiają do mnie różne zlecenia, choć na szczęście etap tortów na wieczory kawalerskie
i panieńskie mam już za sobą (śmiech). Coraz częściej zdarzają się fajniejsze projekty, do których jestem przydzielana. W wakacje przygotowywałam figurki na tort weselny polskiej tenisistki Agnieszki Radwańskiej. Były one dla mnie dużym wyzwaniem, bo miały ponad 50 cm wysokości każda. Przygotowania do takich tortów wyglądają zupełnie inaczej niż przy normalnych codziennych zleceniach.
Jak wygląda Twój zwykły tydzień pracy w cukierni?
Pracuję trzy razy w tygodniu, łącznie 20 godzin. Przy standardowych zamówieniach liczy się czas – nie mogę sobie pozwolić, żeby dekorować tort wiele godzin. Jednak zawsze się staram, żeby był jak najładniejszy.
Pracując w dekoratorni, nie masz bezpośredniego kontaktu z klientem. Dostajesz zlecenie i…?
I czasem jestem w rozterce, czy poprawiać dany projekt, czy zrobić tak jak jest na zdjęciu. Zazwyczaj klienci przynoszą zdjęcia znalezione w internecie, pokazujące torty robione w domu. Wówczas staram się dopracować projekt, ale tak, żeby nie przesadzić, bo klient może różnie zareagować.
Minęły 3 lata, od kiedy zaczęłaś pracować jako dekoratorka w Cukierni Sowa. Gdzie uczyłaś się sugarcraftingu i czym przekonałaś Pawła Małeckiego, że od razu przyjął Cię do pracy?
W tamtym czasie lubiłam dekorować pierniczki lukrem królewskim. Na gwiazdkę przygotowałam domki z piernika dekorowane koronkowo – to było dla mojej kuzynki, która pracuje w szkole gastronomicznej w Bydgoszczy. Te domki zobaczył jej znajomy, a obecnie mój brygadzista Marcin Ignaszak i stwierdził, żebym szybko złożyła CV i pokazała, co jeszcze potrafię. Przesłałam wtedy zdjęcia tortów, które robiłam dla dzieci i rodziny. Jak przyszłam do cukierni, potrafiłam zrobić proste figurki
i kwiatuszki. Może o tym, że zostałam przyjęta do Cukierni Sowa, przeważył fakt, że te prace były czysto wykonane.
Twój pierwszy tort w stylu angielskim?
Powstał kiedy urodziłam moje drugie dziecko – Amelkę. Miałam wówczas dużo czasu, przeglądałam internet i zrobiłam pierwszy tort z kwiatuszkami. Wiedziałam, że jest masa cukrowa, którą po raz pierwszy zobaczyłam w Anglii, i że można
z niej robić cuda. Drugi był dla mojego syna – to był tort 3D w kształcie ciuchci z bajki „Tomek i przyjaciele”.
Twój pierwszy tort przygotowany dla Cukierni Sowa?
Hm, pierwszego nie pamiętam, ale na pewno to było coś strasznego (śmiech). Za to doskonale pamiętam trzypiętrowy tort dla mojej mamy! Zrobiłam go, jak byłam w szkole podstawowej. Wtedy nie było masy cukrowej, były za to książeczki z przepisami, a w jednej z nich receptura na masę marcepanową. Zmieliłam migdały, dodałam syrop cukrowy, jako barwniki użyłam soku z buraków. Masa była dość gruboziarnista, więc moje różyczki wyszły grube i śmieszne. Taki trzypiętrowy tort po byku, ale mama była wzruszona.
Dzisiaj – po latach doświadczeń – jak byś opisała swoją koncepcję idealnego tortu?
Tortu? (chwila zastanowienia) Nie przepadam za tortami masłowymi, ciężkimi. Wolę delikatne ciasta na bazie musu, np. owocowego. Jeżeli chodzi o dekoracje, to muszą być przede wszystkim zrównoważone – nie za dużo kolorów, tym bardziej tych krzykliwych. W Mediolanie większość zawodników wybrała pomarańczowy, zielony – takie ostre kolory, a ja wolę bazować na kilku stonowanych barwach.
Czy w świecie dekoratorów masz swoich mistrzów wyważonej sztuki dekoracji? Są dla Ciebie wzorem do naśladowania?
Nie odwzorowuję czyjegoś stylu, tworzę go sama – to znaczy wciąż staram się stworzyć własny styl, ale lubię podpatrywać techniki pracy, jak coś wykonać. Jeszcze kilka lat temu tych pomysłów od strony technicznej szukałam w książkach Lindy Smith i Peggy Porschen. To był czas modelowania kwiatów. Teraz modeluję przede wszystkim figurki i skupiam się na mimice twarzy.
Wiele ciekawych inspiracji znalazłam podczas warsztatów Barbary Regini, która prowadziła szkolenie w Cukierni Sowa. To było fajne doświadczenie – z samej ciekawości zobaczyć, jak ona robi figurki, jak je od podstaw buduje, jakie techniki stosuje. Zawsze można dowiedzieć się kilku ciekawostek, które ułatwią życie, np. taka prosta rzecz, jak użycie białej cienkiej skarpetki jako woreczka napełnionego mąką ziemniaczaną do oprószania, żeby masa cukrowa nie przyklejała się do blatu.
W poszukiwaniu pomysłów i technik nie ograniczam się do branży dekoratorów. Przykładem jest rosyjska artystka Marina Bychkova, która maluje porcelanowe lalki i tworzy bardzo piękne twarze. U niej chętnie podpatrzyłam malowanie oczu.
W figurkach osiągnęłaś mistrzowski poziom. Masz w planach wskoczyć na kolejny poziom zaawansowania?
Teraz chętnie zajęłabym się odtworzeniem znanych obrazów w wersji 3D. Marzy mi się tort w stylu „Gry o tron” czy obrazów Jacka Malczewskiego i Moneta. Na razie to sfera marzeń. Mam nadzieję, że uda mi się rozwinąć jeszcze w kilku dziedzinach. Ostatnio podziwiałam dekoracje Kristiny Rado, które wyglądają jak „haftowane” lukrem, a ja kiedyś bardzo lubiłam haftować. Pod wpływem jej prac stwierdziłam, że muszę spróbować dekorowania royal icingiem.
Tymczasem zobaczyliśmy Cię ostatnio na szkoleniu, które sama poprowadziłaś dla pasjonatów sugarcraftingu
w Kuchni Agaty. Znalazłaś nową pasję – nauczanie?
Dopiero raz miałam okazję poprowadzić takie szkolenie dla pasjonatów cukiernictwa z modelowania figurek z masy cukrowej, ale bardzo mi się spodobało. To było miłe doświadczenie, lubię dzielić się swoją wiedzą. Czasem chciałabym przekazać ludziom wszystko za jednym razem, ale już wiem, że tak się nie da (śmiech). Z Agatą będziemy przygotowywać kolejne szkolenia przed świętami Bożego Narodzenia i już myślę nad tematem.
A propos, planujesz już, jakie wypieki pojawią się na Twoim rodzinnym stole podczas świąt? Czy wspólnie z dziećmi usiądziesz do lepienia figurek z masy cukrowej?
Z tortami nie będę szalała. Mam nadzieję, że uda mi się z dziećmi upiec i udekorować pierniczki na choinkę. To jedyna rzecz, którą aktualnie mogę zdążyć zrobić w domu. Jeżeli chodzi o wypieki, myślę, że będzie tradycyjnie. Niewykluczone, że przygotuję ciasto, którego nauczyłam się z przepisu Nigelli Lawson, kiedy 10 lat temu mieszkaliśmy w Anglii. Nieskomplikowane ciasto na bazie kruchego, z żurawinowym dżemem, masą migdałowo-jajeczną i masłem, która smakuje jak marcepanowa. Takie jak lubię.Pozostaje mi życzyć udanych świąt w rodzinnym gronie, spełnienia marzeń i nowych pasjonujących realizacji. A od czasu do czasu zaczaruj nas nowymi figurkami elfów i wróżek.
Dziękuję za rozmowę.
FOT. ŁUKASZ TOPOLEWSKI