Z miłością do czekolady jest jak z uczuciem do człowieka – po zauroczeniu przychodzi wciągający etap poznawania. W przypadku tej kobiety ta miłość zaprowadziła ją aż do dzikiej Islandii. Teraz podąża ku najdalszym zakątkom wyobraźni w tworzeniu czekoladowych dzieł – polska chocolatiere – Katarzyna Joanna Wrzesińska.
Podobne artykuły
Jak smakuje prawdziwa czekolada?Słodycz na gorzkie czasyPasja, finezja, zaangażowanie - recepta na pyszną czekoladęAurora Czekoladowa: Czekoladę można tworzyć wszędzie. Skąd pomysł na to, że akurat w dalekiej Islandii?
Katarzyna Wrzesińska: Cóż, zakochałam się w Islandii! Widziałam kiedyś zdjęcia jej krajobrazów, więc pojechałam na wycieczkę. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że zdjęcia oddają tylko część jej piękna. Postanowiłam więc zostać.
Aurora: Tak po prostu?
K.W.: Musiałam mieć jakiś punkt zaczepienia, więc zaczęłam intensywne poszukiwania pracy. W związku z tym, że jestem technologiem żywności, szukałam pracy w branży spożywczej. Tak oto, po kilku dniach intensywnych poszukiwań, trafiłam do firmy produkującej czekoladę. Był to o tyle szczęśliwy traf, że na Islandii nie ma zbyt wielu producentów czekolady. Zwłaszcza zaś tal dobrych jak te, które produkuje Hafli.i Ragnarsson. I nie mówię tego jako chwyt reklamowy – nasze czekolady są uznawane za majstersztyk zarówno przez zwykłych klientów jak też znawców branży. Niektórzy piszą do nas specjalne maile z podziękowaniami za dostarczenie im szczególnych doznań smakowych (śmiech). To zrozumiałe, gdy obserwuje się mojego szefa przy tworzeniu czekolady. Jest prawdziwym magikiem! Jest zarazem znawcą, designerem, osobą o nieprzeciętnym smaku i umiejętnościach pracy z czekoladą.
Katarzyna Joanna Wrzesińska |
Aurora: Miałaś swego rodzaju tremę przed rozmową z nim?
K.W.: Może bym i miała, gdyby nie to, że dopiero po rozmowie dowiedziałam się, jak ważna to postać w międzynarodowym cukiernictwie! Poza tym jest to przemiły człowiek, który wszystkich traktuje jak równych sobie. Z uśmiechem na twarzy rozmawiał o moich zainteresowaniach, o tym, co miałabym robić w firmie, i jak – krok po kroku – będzie mi przekazywał swoją wiedzę. Sam o sobie mówi, że wciąż się uczy...
Aurora: Ciekawe słowa jak na sławnego cukiernika...
K.W.: Hafli.i to nie tylko wielki chocolatier oraz mój szef, to przede wszystkim bardzo dobry człowiek. Uczynny i pomocny. Potrafi wysłuchać i wesprzeć dobrą radą. Zawsze stawia na pierwszym miejscu dobro bliskich mu osób, w tym pracowników, których traktuje jak rodzinę! To człowiek pełny pasji, która doprowadziła go do sukcesu zawodowego. Pasji, którą zjednuje sobie ludzi i która jest niezwykle zaraźliwa!
Aurora: Jakie są owoce tej pasji – co znajduje się w ofercie firmy?
K.W.: Aktualnie produkujemy głównie praliny i czekoladowe tabliczki z różnymi dodatkami oraz orzechy, migdały i lukrecję w czekoladzie. Jesteśmy też jedyną firmą na Islandii, która realizuje indywidualne pomysły na czekoladowe słodkości wymyślone przez samych klientów.
|
Aurora: To nieco trudniejsza sztuka, niż upieczenie brownie. Od razu zostałaś przyjęta do pracy czy musiałaś przejść jakieś specjalne szkolenia?
K.W.: Najpierw zostałam zaproszona na dzień próbny, bym zobaczyła, czy praca z czekoladą mi się spodoba. Tego akurat byłam pewna, ponieważ czekoladę uwielbiam od dziecka... Poza tym – jak taka praca może się nie spodobać (śmiech)?! To przecież raj na ziemi!
Aurora: Jako laik nie miałaś trudności w opanowaniu trudnej sztuki robienia czekolady?
K.W.: Zaczynałam od rzeczy najprostszych, ponieważ nie miałam nigdy do czynienia z procesem produkcyjnym czekolady. Szef poświęcał mi wiele czasu, a ja miałam coraz więcej pytań. Od początku pożyczał mi książki. Do dziś spędzamy wiele czasu na „czekoladowych dyskusjach” i pozostajemy w przyjacielskiej relacji. Z upływem czasu dochodziło mi coraz więcej obowiązków, a po około pół roku wiedziałam, jak wykonywać wszystkie czynności w obrębie mojego stanowiska.
Aurora: I zaczęłaś się nudzić...
K.W.: Cóż, należę do grona osób ambitnych. Zaczęłam zastanawiać się, jak jeszcze mogę się rozwijać. Zostawałam często po pracy i w ciszy i skupieniu zaczęłam próbować tworzyć własne receptury oraz wprowadzać własne pomysły w życie – czasem udane, czasami nie. I wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Wszystko polega na ciągłym próbowaniu...
Aurora: … jeśli aspiruje się do bycia mistrzynią! Masz swoje wzorce? Kto Cię inspiruje?
K.W.: Na pierwszym miejscu zawsze szef! Z całą pewnością Alexandre Bordeaux. Ogromne wrażenie wywarł na mnie również zwycięzca World Chocolate Masters – Vincent Vallee. Jeśli chodzi o uczestników konkursu, to ktoś inny skradł moją sympatię. Kibicowałam Diego Lozano, którego podziwiam za to, że bawi się czekoladą. Traktuje ją z powaga, ale i z lekkością. I tworzy zupełnie inne rzeczy niż wszyscy, co było widać choćby w jego projekcie konkursowym rzeźby. Moim ulubieńcem jest także Stephane Leroux! Poznałam go osobiście w maju tego roku, gdy przygotowywał w naszej firmie swoje „demo”. Pomagałam mu i przy okazji dostałam kilka cennych lekcji. W efekcie asystowałam mu podczas jego show w hotelu Hilton, gdzie wspólnie wykonaliśmy kilka rodzajów pralin, deserów oraz showpiece.
Aurora: To już duże wyróżnienie!
K.W.: Robię to, co sprawia mi naprawdę wielką radość. Od wielu osób usłyszałam dobre opinie na temat moich prac, jednak dopiero po usłyszeniu słów uznania od Stephane utwierdziłam się w przekonaniu, że mój wysiłek jest warty zachodu.
Aurora: Dostałaś awans w pracy?
K.W.: Jestem obecnie prawą ręką szefa. Robię w firmie niemal wszystko – rano otwieram, a wieczorem zamykam drzwi do firmy – dosłownie i w przenośni. Organizuję zamówienia towaru, ale też pakuję gotowe produkty, realizuję zamówienia specjalne. Muszę decydować o wielu ważnych kwestiach. I jest to o tyle zabawne, że jestem najmłodszą osobą w firmie!
Aurora: Chyba nie tylko Ty lubisz czekoladę, ale również ona Ciebie!
K.W.: Rzeczywiście, coś w tym musi być... Sporo nauczyłam się w firmie, zaliczyłam też kilka zewnętrznych kursów, w tym w Barry Callebaut w Wielkiej Brytanii z niesamowitą Beverly Dunkley. Niemniej jednak nadal uważam się za samouka, który po prostu kocha to, co robi. Czekoladę lubiłam od zawsze, jednakże odkąd rozpoczęłam pracę w swojej firmie, zaczęłam ją rozumieć. Czekolada to nie tylko składnik, który wykorzystuję w codziennej pracy. Jest ona również materiałem twórczym, za pomocą którego mogę wyrazić siebie. Tym bardziej czuję satysfakcję, gdy obcy ludzie piszą do mnie z gratulacjami, gdy prezentuję zdjęcia swoich prac w Internecie.
Aurora: Skoro zbierasz tak dobre recenzje, może powinnaś sama wziąć udział w World Chocolate Masters?
K.W.: Nie ukrywam, że chciałabym spróbować swoich sił, ale jestem też realistką. Wiem, że przede mną dużo ciężkiej pracy, nim osiągnę ten pułap... Sama mam w sobie dużo ambicji i zapału, ale musiałby mnie jeszcze ktoś podszkolić. Niestety mój szef, który jest istnym magikiem czekolady, jest teraz zbyt zajęty. Sama „dłubię” sobie w czekoladzie. Ostatnio stworzyłam lilię i bukiet weselny z plastycznej czekolady. Ci, którzy go widzieli, nie mogli uwierzyć, że jest jadalny (śmiech).
Aurora: A więc może to zbytnia skromność?
K.W.: Hmm... Rzeczywiście jest coś takiego w kobietach, że nie potrafią się tak chwalić swoimi umiejętnościami, jak mężczyźni.
Aurora: Czyżby stąd tak słaba reprezentacja płci pięknej na konkursie World Chocolate Masters?
K.W.: Z początku myślałam, że świat czekolady jest zdominowany przez mężczyzn, ponieważ praca z tym surowcem jest dość trudna i wyczerpująca fizycznie. Z czasem jednak przekonałam się „na własnych rękach”, że to nie do końca prawda. Myślę, że to brak wiary w siebie. Jesteśmy wobec siebie surowe i przez to gorzej oceniamy nasze kwalifikacje. Ma to podłoże w tym, że przez wiele lat kobiety były tłamszone zawodowo. Do dziś, gdy często przedstawiam się jako inżynier, słyszę śmiech. Zwłaszcza jeśli dodam, że jestem Polką. Tymczasem z roku na rok wzrasta liczba kobiet technologów żywności, cukierniczek, chocolatiers... Sama widzę, obserwując pracę kobiet w mojej firmie, że radzą sobie lepiej. Więcej kobiet ma lepszy zmysł estetyczny, wyczucie koloru, talent do robótek manualnych. Bardziej też dbamy o detale, np. pilnując odpowiedniej temperatury przy temperowaniu czekolady... A te wszystkie szczegóły są bardzo ważne przy sztuce robienia czekoladek. Mnie samej bardzo pomogło doświadczenie, jakie zdobyłam jako florystka.
Aurora: Z florystki zrobiła się pani chocolatiere, a co dalej?
K.W.: Wciąż myślę o nowych szkoleniach. Niestety jest ze mną tak, że jeśli dostanę palec, od razu chwytam za całą rękę. Chyba nigdy nie przestanę poszukiwać i się uczyć... Ostatnio dostałam propozycję pracy w warszawskim Deseo i – znając Piotra Chylareckiego – wiem, że bardzo wiele bym się tam nauczyła. I to kusi!
Aurora: A może to tęsknota za Polską?
K.W.: Być może również. Tu czas płynie znacznie wolniej. Ludzie mają inną mentalność i czasem tracę przez to mnóstwo nerwów, bo to, co ja mogłabym zrobić w dwa dni, tu trwa tydzień, a nawet i miesiąc (śmiech). Na szczęście mam tu również kontakt z Polakami, których na Islandii jest sporo. Prowadzę teoretyczne i praktyczne zajęcia o czekoladzie dla dzieci z polskiego stowarzyszenia.
Aurora: A swoje dalekosiężne plany wiążesz z Polską czy właśnie z Islandią? A może jeszcze z jakimś innym krajem?
K.W.: O tym jeszcze nie zdecydowałam. Wiem tylko, że na pewno zmierzam do otworzenia własnej firmy podobnej do tej, w której pracuję obecnie. Chcę tworzyć ręcznie robione praliny najwyższej jakości dla konsumentów, którzy szukają czegoś doskonałego, przy czym ktoś spędził wiele czasu, żeby ich zadowolić. Marzy mi się stworzenie miejsca dla pracowników z pasją, którzy pragną się rozwijać w tym, co robią.
Aurora: Nie mogę się już doczekać Twoich autorskich wyrobów! Trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała: Aurora Czekoladowa